Gadjo Delhi 4 » Tak http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Mae Sot http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/11/mae-sot/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=mae-sot http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/11/mae-sot/#comments Wed, 11 Apr 2012 12:42:48 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1837 Continue reading ]]> Jakimś cudem udaje mi się wstać o 6ej rano i autobusem linii 60, potem sky trainem i w końcu autobusem 16 dojeżdżam do dworca autobusowego północnego (pewnie jest coś bezpośredniego, ale zapomniałem się dopytać). Jestem chwilę przed 8ą, a punkt 8a wszyscy w dużej poczekalni stają na baczność i słuchają tajskiego hymnu. Autobus do Tak wyjeżdża o 10:10, niecałe 7h później jestem na miejscu, ale ani Tak ani miasta po drodze nie wyglądały zachęcająco, a że zaraz mam busik do Mae Sot, następnego punktu na planie wycieczki, to decyduję się jechać już dzisiaj.

W Mae Sot jestem jeszcze po jasności, próbuję się dogadać gdzie jest ulica, na której jest jeden z guest house’ów, ale ciężko idzie. W końcu trafiam na jakiegoś chłopaczka, który jako tako zna angielski, najpierw próbuje mi wytłumaczyć, a w końcu mnie prowadzi na miejsce. Przy samym dworcu jest See Guest House, ale to nie ten, idziemy do Green Guest House. A tak nikogo nie ma. Chłopaczek próbuje krzykiem kogoś zwabić, pyta po okolicach, ale nikt nic nie wie, wracam więc do See, gdzie się melduję na 1 nockę a potem kolacja w przydworcowej jadłodajni pt. “wszystko po 10b”. Próbuję kilku lokalnych potraw, które nie mam pojęcia z czego są zrobione.

Poza doprowadzeniem do hotelu poznałem kilka podstawowych słówek po tutejszemu, ale to chyba jakiś lokalny język, bo w przewodnikowym słowniku jest zupełnie co innego.

Rano idę na spacerek, trafiam na bazarek z dziwnymi rzeczami, jakieś żółwie, węże (w sumie nie wiem czy to do jedzenia czy do akwarium), świńskie głowy, kurze łapy, owoce, warzywka itp.

Gdzieś dalej, gdzie się wybrałem wypożyczonym rowerkiem, na 2 śniadanie biorę kurczaka śmierdzącego rybą, świadomy wybór, bo patent dosyć podobny do potraw z Bangladeszu, zwłaszcza tribalowych górek. Samo miasto takie sobie, trochę za bardzo nowoczesne, ale już kawałek za pojawiają się i fajne chatki i jakieś ludy plemienne w fajnych ubrankach. I kolejna knajpa (żarcie niby jest w miarę tanie, ale porcje małe więc nie starcza na długo), gdzie też z trudem dogaduję się co chcę dostać, jak dotąd jedyna metoda to podpatrzenie co inni ludzie jedzą lub co jest na wystawie i pokazanie palcem. Z kolesiem przy stoliku dogadujemy się na migi co z tego co dostałem jest jadalne – generalnie wszystko. Bierze z talerza łodygę z liśćmi, jeden odrywa i zjada. Zrozumiałem. Uśmiechami mówimy sobie, że jest śmiesznie. I miło. Bardzo sympatyczni ludzie wszędzie dookoła, chłopaczek, który mnie zaprowadził do hotelu nie chciał nic w zamian (to akurat na ile zdążyłem poznać obyczaje mnie już przestaje dziwić), ale też stanowczo odmawia zaproponowanej coli.

W Green Guest House jest trochę białasów, choć jak na megaturystyczny kraj nie jest tego dużo. Poza tym nie wszyscy to typowi turyści, jeden siedzi od miesiąca i uprawia jakąś prozę czy documentary na laptopie, drugi wygląda jak krawaciarz, tylko bez krawata, kolejny siedzi 6 tygodni i pomaga przy budowie jakiegoś szpitala. Dwójka francuzów wróciła właśnie z 3-dniowego treku. Generalnie totalne przeciwieństwo Khao San.

W południe za gorąco, żeby się gdzie ruszać, siedzę więc w hotelowym ogródku i wcinam mango i rambutana, który w środku jest podobny do lichi tylko dużo bardziej owłosiony na zewnątrz.

Mae Sot, Wat Chumpon Khiri Rambutan i Dragon Fruit (Pitaja) Mae Sot, bazarek Mae Sot, przekupka Mae Sot, córka przekupki Smakołyki Też chyba smakołyki - żółwie, węże, ślimaki etc Mnisi zbierający ryż ładują się do bryki Mae Sot, Wat Donakew (?) Mae Sot, Wat Donakew (?) Bębenek ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/11/mae-sot/feed/ 0