Gadjo Delhi 4 » Tangsing http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Gangtok – Yuksom – Lamuni http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/29/gangtok-yuksom-lamuni/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=gangtok-yuksom-lamuni http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/29/gangtok-yuksom-lamuni/#comments Sat, 29 Oct 2011 12:30:02 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=141 Continue reading ]]> Pierwsza część treku na Goecha La: Yuksom, Tsokha, Dzongri

Z Gangtoku ponoć nie ma porannego jeepa bezpośredni o do Yuksom, jedziemy więc najpierw do Gezingu o 7ej rano, tam mamy 1.5h na zrobienie paru fotek i żarcie, a potem w prawie pustym jeepie ruszamy do Yuksom. Jest kilku pasażerów, ale jadą tylko kawałeczek (z resztą po znajomości, bez płacenia, chyba, że mają miesięczny), jedna dziewczyna tylko jedzie prawie do końca, ku naszemu zdzwieniu wysiada gdzieś w środku lasu.

W Yuksom spotykamy się z Lauren z Hawajów oraz z Namą i Yuvalem z Izraela, którzy idą z nami na trek. Meldujemy się w hotelu Denzong w 4-osobowym dormie za 80INR od łebka (ale jesteśmy tam sami). Ciepły prysznic jest w pokoju obok, w którym aktualnie nikt nie mieszka.

Kucharz, który z nami idzie okazuję się być tym samym kolesiem, z którym robiłem trek 3 lata temu. I na dodatek mnie pamięta.

Następnego dnia z rana idziemy do szpitala, gdzie za 50 rupii lekarz wystawia zaświadczenie, że możemy iść dalej. Długo nie idziemy, 4godzinna wędrówka prowadzi przez zalesione zbocze góry, krajobraz dookoła wygląda jak Mała Fatra powiększona tak ze 3 razy. Po drodze mijamy kilka mostków oraz osuwiska kamieni spowodowane przez niedawne trzęsienie ziemi (efekty widać było też kiedy jechaliśmy jeepem do Yuksom). Docieramy do jakiejś pustej chatki, gdzie pytamy naszych kucharzy (przewodnika nie ma, bo wyruszy dopiero jutro z Lauren, która czeka na swój paszport) czy mogą nam rozpalić ognisko. Słyszymy, że nie, bo to jest „not allowed”, więc próbujemy sami. Większość czasu spędzamy na próbie podtrzymania słabego ognia, w końcu dostajemy kolację, w trakcie której kucharze obchodzą zakaz i sami znajdują lepsze kawałki drewna i podpalają je benzyną tworząc sensowne ognicho. Gdy zaczyna być widać gwiazdy zaczyna też padać. Gwiazdy znikają – deszcz też się kończy.

Kolejny dzień jest deszczowy, zakładam przeciwdeszczowy worek, który kupiłem w Yuksom za 40INR. W tym czasie na Goecha La jest burza śnieżna i niektórzy zawracają nie dochodząc do celu. Jeszcze chwilę zboczem, potem schodzimy ostro w dół do rzeki a potem cały czas pod górę, najpierw do Bakhim, gdzie pijemy herbatkę i częstujemy lokalesa polską wiśniówką („It’s a miracle!”) a potem niecałą godzinę do Tshoki. Tam miałem ochotę na tongbę (jakiś trunek z jakichś ziaren zalewanych wrzątkiem), ale się skończyła, kupuję więc piwko, którego w knajpce jednak nie wypijemy, bo podobnie jak z ogniskiem jest „not allowed”. Dochodzą do nas Lauren ze swoim paszportem oraz nasz guide Raj, którego nazywamy Radek.

Rano dochodzimy do Photheng albo jakoś tak (cały czas pod górę po ścieżce ułożonej z kamieni albo z drewnianych bel pośród poskręcanych drzew), polanki na 3500m, gdzie jemy obiad, potem przez jakieś już mniej zalesione górki a la połoniny bieszczadzkie do Dzongri, gdzie śpimy nie w namiotach, ale w jakieś chatce. Strzelamy sobie po szocie załatwionego przez Radka rumu, poznaję nowe słowa – polskie słowo „troczki” (w moim śpiworze zepsute) oraz „tarka” po angielsku, ale już zapomniałem jak jest.

Z chatki jeszcze przed wschodem słońca wychodzimy na pobliski szczycik 4500m popatrzeć na okoliczną panoramkę. Widać wszystkie ważniejsze górki, w tym Kandzendzongę. Kilka fotek i zmarznięci wracamy na śniadanie. Kupiona wczoraj czapeczka zdecydowanie się przydaje. Potem po krótkim kawałku w górę trawersujemy góry (zatrzymując się co jakiś czas na odpoczynek i widoczki) dochodząc do momentu, gdzie zjeżdża się ostro w dół do rzeki. Kilkoma mostkami przechodzimy przez rzekę, wzdłuż której potem idziemy lekko w górę, dochodzimy do Tangsing, czy jakoś tak, tam jemy i potem już po prostym jeszcze jakaś godzinka i jesteśmy w Lamuni, punkcie startowym do głównego celu. W Tangsingu jest ekipa atakująca niebawem górę Japuno, czy jakoś tak, ok 5500m. Szukając treku w Gangtoku w jednej z agencji widziałem przygotowane na tą wyprawę pudła. Taka wycieczka na Japuno trwa ponoć 18 dni i kosztuje ok 100$ za dzień. Góra podobno dosyć technicza, jak wszystkie w okolicy. Z tego co się dowiedziałem nie ma pobliżu czegoś stosunkowo łatwego.

Dochodząc do Lamuni wbijam od razu do namiotu kucharzy, bo tam grzeje kuchenka i jest w miarę ciepło. Gdy widzą dochodzącą M wołają „Dawaj herbatę! Dawaj herbatę!”. Ubrani we wszystko co mamy kładziemy się spać.

c.d.n.

Góry widziane z Gantoku Gezing Targ w Gezingu Gezing, pani zapala skręta Gezing Gezing, dworzec jeepowy Gezing Kandzendzonga Falls Kandzendzonga Falls Kandzendzonga Falls Yuksom Yuksom, tu się stołowaliśmy Yuksom - załadunek bagaży Osuwisko po trzęsieniu ziemi Tragarz Mostek Po kąpieli w wodospadzie Jak Nasze jaki Mostek Nasza chatka w lesie Z rańca Bakhim, już nie pada, ale jest mgła Bakhim, rozgrzewamy się Polewaj Kufle na tongbę (bamboo) Bakhim Tshoka, chmurki Tshoka, nasze namioty Tshoka, chmurki Tshoka, chmurki Widoczek z Tshoki Widoczek Wieczorem z Tshoki, od lewej Tenzing Khan, Japuno i 2 inne Wieczorem z Tshoki Wieczorem z Tshoki Wieczorem z Tshoki Góra Pandim Tshoka - śniadanie gotowe Tshoka, nasze namioty Śniadanie w Tshoce Tshoka - nadchodzą kolejni Tshoka - górki z rańca Górki z rańca Tshoka Tragarz W drodze do Dzongri Drzewka Phedang Phedang (3500m), w drodze z Tsokhi do Dzongri Tragarz Widoczek z Phedang Przystanek na Phedang (3500m) Drzewka Drzewka Dróżka Drzewka Połoniny bieszczadzkie (pomiędzy Tsokhą i Dzongri La) Sklepik w Dzongri La Dzongri La Nasze zapasy jedzenia Kolacja w Dzongri ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/29/gangtok-yuksom-lamuni/feed/ 2