Gadjo Delhi 4 » Uttra Pradesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Kolkata – w wodzie i w dżungli http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/06/kolkata-w-wodzie-i-w-dzungli/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=kolkata-w-wodzie-i-w-dzungli http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/06/kolkata-w-wodzie-i-w-dzungli/#comments Fri, 06 Apr 2012 12:43:01 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1805 Continue reading ]]> Po okolicach Mathury (Barsana, Govardhan, Vrindavan) zostało już trochę mało czasu w Indiach, żeby gdzieś się głębiej zapuszczać. Tym bardziej, że zasiedziałem się w Varanasi, najdłużej ze wszystkich dotychczasowych pobytów – 11 dni. Odkrywając przy okazji kolejne nowe rzeczy, np. to, że za głównym burning ghatem też jest życie, i nawet jest przyjemnie, nie ma tylu reklam na ścianach, nikt nie proponuje masażu, łódkowi są, ale też mniej.

W pociągu do Kalkuty spotykam kolesia z Włoch, daje mi namiary na parę tanich hotelików w Bangkoku i wskazówki jak dotrzeć tam  lotniska. Takie uzupełnienie tego co wyczytałem na travelbitowym forum. W samej Kalkucie mam 5 dni, nie bardzo wiem co tu robić, do momentu kiedy zgłasza się Raja ze sklepiku z łachami na przeciwko hotelu Maria z ofertą statystowania w filmie. I to nie jednodniową, jak kiedyś w Bombaju, tylko pełne 4 dni i za 2 razy większą kasę (1000 rupieci dziennie). Akurat mam potrzebę nabycia paru koszulek i nowych sandałów, dwóch par butów zdążyłem się już gdzieś po drodze pozbyć, trzecia i ostatnia też już w nienajlepszym stanie, więc każdy przychód jest mile widziany.

Jedziemy na miejsce klimatyzowanym vanem razem z 10 innymi białasami. Kręcą teledysk do jakiegoś disco kawałka, dekoracja sceny jak z jakiegoś horroru klasy B, ale jest kolorowo, dobry materiał na foty. Naszym zadaniem jest stanie na obrzeżach głównej sceny, trzymanie szklanek z rozrobioną colą (że niby jest to whisky), dziewczyny mają drinki z parasolkami itp, i – najtrudniejsza rzecz – udawanie, że się dobrze bawimy. A że mało kto z nas szlaja się po tego typu dyskotekach to idzie to opornie i ktoś z ekipy filmowej co chwila podchodzi i powtarza “don’t stay, dance, enjoy the music“.

A na głównej scenie jakaś lekko zmanierowana gwiazdeczka z Bombaju z tancerzem nie wiem skąd, oraz grupa męskich tancerzy też gdzieś z Indii oraz blondynki i nie tylko z Rosji i Ukrainy. Te ostatnie siedzą w Indiach przez pół roku i występują w tego typu eventach albo na jakichś imprezach na żywo. Hinduskie chłopaki są w strojach, które zawstydzają lata 80-te, sąsiadki zza Buga w czymś a la samba.

Pierwszego dnia na 5 godzin spędzonych w studiu (wybudowanym przez pana dyrektora filmu – Nitisha Roya) jakąś godzinę drogi od Sudder Street, większość czasu spędzamy na bezczynnym siedzeniu, może z godzinę enjoyujemy muzykę, może nawet nie. Drugiego już jest trochę więcej pracy, a do tego na planie pojawia się jedna z głównych postaci – Jackie Shroff. Kręci jakąś scene, gdzie siedzi w restauracji naprzeciwko jakiejś laski granej przez aktorko-modelkę z Serbii (mało jest o niej informacji w necie) gadając jakąś kwestię po angielsku i zamaszystym ruchem otwierając szampana. Ujęcie jest powtórzone max. 3 razy. W odróżnieniu od scen tanecznych, gdzie czasem i 10 razy to za mało. Potem jakaś kolejna scena, również poszło gładko. Na Sudder Street wracamy już nie vanem czy taxi ale zwykłym miejskich autobusem, chociaż z na tyle szalonym kierowcą, że dojeżdżamy szybciej niż poprzedniego dnia samochodem.

No i ostatni mój dzień, znowu z Jackie Shroffem. Tym razem to on ma za zadanie dobrze się bawić patrząc jak tańczą tancerki na głównej scenie. 3 różne ujęcia, na każde wystarczy tylko jedna próba, przy pracy z gwiazdą nie można sobie pozwolić na marnowanie czasu. Chociaż tutaj metodologia była trochę inna – zamiast kręcić krótką scenkę tyle razy aż wyjdzie dobrze to jeden shot trwał 1-2 minuty, z tego się po prostu wytnie najlepiej wyglądające parę sekund. A obok Jackiego stoją wybrane białaski, mam wrażenie, że nie przypadkowe tylko te, które w miarę dobrze się poruszały przy innych ujęciach. W międzyczasie każdy kto może stara się z aktorem zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie, co nie jest trudne, bo ten wygląda jakby pozowanie było po prostu częścią jego pracy, odruchowo po każdym błysku flesha mówi “thank you dada” i dalej sobie gada z reżyserem.

Nie wszystko idzie super gładko, główna tancerka pod koniec dnia nie wytrzymuje i głośno się skarży, że nie ma klimatyzacji (a poza lampami dającymi ciepło są jeszcze sceny z ogniem) a nawet kamera ma swój wiatrak, że kierowca się spóźnił, że tamto, że siamto. I że ona jest tu jako przyjaciel rodziny czy coś w tym stylu i tak ją traktują to może powinna to zmienić i zacząć zachowywać się jak artystka. Na planie zapada grobowa cisza, production guy nie wie co powiedzieć, próbuje się tłumaczyć, ale tancerka i tak nie jest zadowolna ze współpracy.

Do tego francuzi z Sudder Street, którzy statystowali przez pierwsze dwa dni, nie bardzo byli skłonni to wygibasów w rytmie disco, powtarzali, że nie będą tańczyć, bo nie są tancerzami, wkurzali się, że dlaczego jeszcze po 20ej tu jesteśmy skoro mieliśmy wrócić o 17ej, chcemy więcej kasy itp. Nie wiem czy to taka francuska natura, ale 3ego dnia nie przyszli, za to byli ludzie z innych państw i zasadniczo wszyscy się dobrze bawili. Mi to rybka, i tak nie mam nic innego do roboty, a do tego trochę bardziej integracyjna atmosfera jest niż w hotelu.

4 dzień odpuszczam, bo muszę wydać zarobioną kasę. I pomyśleć co muszę jeszcze zrobić przed jutrzejszym wylotem. Ale chyba nic nie muszę. Jutro Tajlandia. Wesołych.

Fotki.

I parę innych niezakwalifikowanych do zasadniczej galerii:

Make up białaski Dowód rzeczowy nr 1, że tu byłem Dowód rzeczowy nr 2, że tu byłem ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/04/06/kolkata-w-wodzie-i-w-dzungli/feed/ 1