Gadjo Delhi 4 » Malda http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Ostatki – Dhaka, Nawabganj, Rajshahi, Malda http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/05/ostatki-dhaka-nawabganj-rajshahi-malda/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=ostatki-dhaka-nawabganj-rajshahi-malda http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/05/ostatki-dhaka-nawabganj-rajshahi-malda/#comments Mon, 05 Mar 2012 06:35:20 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1555 Continue reading ]]> W Dhace widzimy się z ziomalami, robimy sobie wypad za miasto do Nawabganju z gitarą i kilkoma fletami (ale tylko jedną osobą, która potrafi na nich grać). We wsi wieść o ekipie z białasem i instrumentami szybko się roznosi, wpada 10 chłopa z dodatkową gitarą, ale żaden z nich nie potrafi grać, przynieśli tylko po to, żeby posłuchać jak my gramy.

Rankiem oglądam sobie jak policjanci bawią się w kotka i myszkę z rikszarzami (z resztą z kierowcami ładnych czyściutkich jeepów też) – żeby dojechać szybko do skrzyżowania z bocznej uliczki czasem trzeba przejechać kawałek pod prąd, ale dzielni policjanci pilnują porządku i niesfornych rikszarzy pałują po rikszy, a ci bardziej oporni dostają po głowie. Odważniejsi wykorzystują chwilę nieuwagi pana władzy i gdy ten się odwróci pedałują szybko by zdążyć dojechać do skrzyżowania nie będąc zatłuczonym. Niektórym się udaje, ale szczęśliwcy znikają w tłumie z uśmiechem na gębie.

W Rajshahi spotkanko z Asitem, obiadek i kolacja w tej samej knajpie co zwykle w Laxmipurze, nocleg też w tym samym hotelu Sky, filmik z mojej laptokowej kolekcji, degustacja pomarańczy olbrzymiej (głównie przez grubą skórę, samego jadalnego owoca było niezbyt dużo) itp.

Do Indii wracam tym samym przejściem co wjechałem do Bangla. O przygranicznej Maldzie nie ma za bardzo co pisać – średniej wielkości miasto ze wszystkim co potrzebne – hotele, bankomaty, internety i fajna żulerska knajpa w okolicach dworca. Takiej ilości kurczego mięcha jaką mi zaserwowali to chyba przez w sumie żadne 3 kolejne dni w Bangladeszu nie widziałem, jak zobaczyłem to myślałem, że zapłacę jak za zboże a wyszło taniej niż w niejednej banglaknajpie. W pociągu do Kalkuty jestem na pozycji 7ej w poczekalni, ale 3h później już mam miejsce, chociaż dzielone z jakimś krawaciarzem.

Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj Nawabganj - lokalni po lewej, nasi po prawej, przewodnik z gitarą ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/05/ostatki-dhaka-nawabganj-rajshahi-malda/feed/ 0
Malda – Mahadipur – Gaud/Sonamasjid – Rajshahi http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/01/malda-mahadipur-gaud-sonamasjid-rajshahi/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=malda-mahadipur-gaud-sonamasjid-rajshahi http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/01/malda-mahadipur-gaud-sonamasjid-rajshahi/#comments Wed, 01 Feb 2012 12:41:24 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1105 Continue reading ]]> W zasadzie od rana nie wykazuję żadnej aktywności, czekam tylko na godzinę 17tą kiedy to mam odebrać wizę i 21:25 – wtedy z Howrah odjeżdża pociąg do Maldy. Na miejscu powinien być o 7:50, minimalnie ryzykując kupiłem bilet RAC, ale niecałe 4 godziny później już mam potwierdzone miejsce. Pociąg też wybrałem taki, który w Maldzie kończy bieg a nie jedzie dalej, więc jest szansa na jako takie wyspanie się. Z Maldy do Mahadipuru (miejsca tuż przy samej granicy) problemu nie powinno być, schody mogą się zacząć na samym przejściu, czyli w Sonamasjid (wg pana ambasadora) lub w Gaud wg LP. Z kolei LP po Indiach pokazuje miejscowość Gaur po stronie Indyjskiej, w sumie to może być to samo tylko z inną transkrypcją. Zobaczy się na miejscu.

Równo o 17ej otwiera się okienko w konsulacie, razem z wczorajszą Japonką spod konsulatu odbieram paszport z wizą, granicę w obu kierunkach mogę przekroczyć i w Benapole i w Sonamasjid (we wniosku wpisałem Sonamasjid w jedną stronę i Benapole w drugą). Pozostało tylko się spakować.

Na wizie jest podana ostatnia możliwa data wjazdu, czyli mogę zostać tam 30 dni od momentu wjazdu (najpóźniej koniec lutego), a nie tak jak w przypadku wizy do Indii od momentu wydania wizy.

W pociągu znowu trochę zawiewa z okna, ale da się przeżyć. Na początku jest lekki nadkomplet, walczę jak lew, żeby znowu watacha nie wlazła na moje łóżko, jednemu się udaje, ale po niecałej godzinie się rolzuźlnia, ludzie gaszą światła i idą spać. Do Malda Gaur (jedna stacja przed Malda Town) dojeżdżam z ponad godzinnym opóźnieniem, trochę po 9ej rano. Ze stacji idę ok. 1km w stronę Maldy do skrzyżowania, tam jeden koleś proponuje mi jeepa za 1000inr, oczywiście uprzejmie dziękuję, chwila gadki z lokalesami w miksie hindi/bengalskiego/angielskiego i podjeżdża autobus. Do Mahadipuru jest 14km, bus kosztuje 6inr, mam tylko 5inr drobnych, ale też może być.

Autobus jedzie dalej, więc trzeba uważać gdzie wysiąść, najlepiej powiedzieć konduktorowi, że jedzie się do granicy.

Najpierw jakiś office po stronie indyjskiej, daję paszport i czekam. Gadkę zaczyna jakiś Bangladesz, gadamy sobie 15-20 minut, wychodzi pan z office’a i mówi, że nie może znaleźć stampa wjazdowego do Indii. A stamp jak byk jest. Ok, teraz chyba próbują znaleźć mnie w komputrze, też im się nie udaje. Zaczynam się niepokoić. W międzyczasie robi się kolejka miejscowych. Coś w końcu chyba się udało, po kolejnych kilku(nastu) minutach dostaję do wypełnienia kwitek a potem pieczątkę w paszporcie, idę najpierw wymienić kasę tuż przy celnikach (nienajgorszy kurs, 20$ = 1426Tk, dobrze, że w ogóle coś było, bo przy sobie poza dolcami i resztką rupii mam tylko 60Tk z poprzedniego wyjazdu) i do kolejnego punktu odprawy.

Miła pani w mundurze sprawdza pobieżnie co mam w plecakach, gdy dochodzi do pokazania laptopa, aparatu itp. zaczyna się problem. Pani coś tam sobie buczy pod nosem, gdzieś dzwoni powtarzając co chwilę „custom custom”. W końcu mówi, że mam się udać do celników, dwa domki przed pierwszym officem. Tam miły pan coś najpierw mówi po bengalsku, potem przechodzi na ładny angielski tak jakby chciał wcześniej sprawdzić czy coś kumam. Przyczepia mi do paszportu jakiś kwitek. Wracam do pani, która ponownie ogląda paszport przerywając zbieranie odcisków palców służących za podpis osób niepiśmiennych. Znowu jej się coś nie podoba, dyskusja z koleżanką, telefon, zapytuję ładnie w hindy czy jest jakiś problem. Pani ze śmiechem zwraca się do koleżanki, że niby co ona ma mi odpowiedzieć jak ja bengalskiego nie znam, no ale po moim „hindi bolo” tłumaczy mi coś w hindi. Niewiele rozumiem, ale wychodzi na to, że muszę z powrotem iść do customs, żeby na doczepionym świstku napisać co przemycam. Wracam, dyktuję miłemu panu, że mam aparat taki to a taki, obiektywy, laptop itp. Wracam do pani. Wszystko ok. Wychodzę z Indii.

A w Bangladeszu idzie jak z płatka. Najpierw policja, w lewo za pierwszą budką, tam świstek do wypełnienia. Potem customs, kawałek dalej, za meczetem, pomiędzy jakimiś rozwalającymi się budynkami, przy polu z kozami. Pan patrzy się na listę przemycanych rzeczy, mówi do kolegi „ok ok”, ten mi każe złożyć autograf w księdze wejścia, koniec imprezy. Jestem w Bangladeszu na 100%.

Pijąc herbatkę zaczynają się złazić ludzie, obgadywać, robić zdjęcia komórkami. Jestem w Bangladeszu na 200%. Kilometr dalej jest skrzyżowanie, przy którym jest coś a la bus stand, kasa biletowa, knajpa i aptekarz z telefonem. Bus do Rajshahi odjeżdża o 14:50, jedzie 2:30h i kosztuje 115Tk. Obiad (ryż, kurczak, warzywa gotowane i surowe) 60Tk, czyli 2,40PLN. Telefon do Asita z Rajshahi nic nie kosztuje, bo Asit nie odbiera, nie odebrał też kiedy dzwoniłem do niego dwa dni wcześniej z Kalkuty. Coż, nie mam więc powodu do zostawania w Rajshahi, pewnie wezmę nocny bus do Dhaki. W autobusie oczywiście też ludzie zagadują, czasem w hindi, czasem w angielskim. Gość z siedzenia obok chce mi pomóc znaleźć bilet do Dhaki. Dojeżdżamy do Rajshahi. Sąsiad wysiada pierwszy, ja parę osób po nim. Dochodząc do drzwi słyszę wołanie „Jasek! Jasek!”. I tu chwila konsternacji, bo w zasadzie wszystkim dookoła mówię, że jestem „Dżek”, ale jeśli to nie sąsiad to kto? Przed autobusem czeka Asit, który chwilę po moim telefonie do niego oddzwonił do aptekarza, który mu powiedział, że jadę do Rajshahi. Megasurprise, jedziemy razem rikszą do znajomego już hotelu Sky (Malopara, blisko Sahib Bazar Rd, singiel za 200Tk), potem herbatka, żarcie (ryż, kilka wersji warzyw i ryb, kurczak, duża cola – 134Tk, niecałe 6PLN za dwie osoby), hotel, net, kino na laptopie, spać.


]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/01/malda-mahadipur-gaud-sonamasjid-rajshahi/feed/ 0
Wiza do Bangladeszu http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/01/31/wiza-do-bangladeszu/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=wiza-do-bangladeszu http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/01/31/wiza-do-bangladeszu/#comments Tue, 31 Jan 2012 08:11:22 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1073 Continue reading ]]> Ku pamięci, bo wcześniejszymi razami nie do końca pamiętałem jak się to robi.

Szczęśliwie głodówkę już zakończyłem po ponad 24h, mogę bawić się dalej. 9.30 rano jestem pod konsulatem, bez większych problemów wytargowałem 60inr za taxi z okolic Sudder Street, przypuszczam, że hardcorowcy mogą zejść do 40. Tam zrobiłem xero paszportu (strona ze zdjęciem i strona z indyjską wizą), wypełniłem formularz, a to czego ja nie wypełniłem wypełnił miły koleś z okienka – np. nie podałem adresu pobytu, koleś wpisał “Rajshahi, any hotel”. Do tego dwa zdjęcia, jacyś forinersi powiedzieli, że musieli płacić komuś za przyklejenie ich do formularza, ale mi bez problemu przypiął miły koleś z okienka. Może dlatego, że jak powiedział mają dobre stosunki z Polską, i dlatego też wiza jest jedna z najtańszych dla nas (850inr, inne kraje muszą płacić czasem 3000, czasem więcej, ale z kolei Japonia ma za free).

Za dodatkową opłatą (chyba 1500inr) można dostać wizę w jeden dzień, co może ma znaczenie jak ktoś składa wniosek w piątek i nie chce tracić weekendu.

O 11.30 miałem interview z konsulem (Japonka, która przyszła godzinę po mnie też miała o 11.30). Na interview musiałem zrewidować minimalnie swoje plany, bo żeby nie przełazić po raz 5ty przez przejście w Benapole postanowiłem tym razem jechać przez Godagari, niedaleko Rajshahi, przy okazji będę miał rzut beretem żeby spotkać się z Asitem. Okazało się jednak, że “Godagari stopped” i muszę jechać do Sonamasjid/Sona Masjid/Sona Mosque, na szczęście znalazłem miejsce na mapie, więc jest szansa, że się uda. Trochę dalej od Rajshahi, ale tylko trochę. Z powrotem wpisałem jednak Benapole.

Do Maldy (przy granicy po Indyjskiej stronie) jest masa pociągów, a w pociągach masa wolnych miejsc nawet na jutro czy pojutrze. Są też nocne, więc pojutrze rano powinienem być na miejscu.

Jutro o 17ej odbieram paszport, mam nadzieję, że z wizą.

Ciąg dalszy.

]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/01/31/wiza-do-bangladeszu/feed/ 0