Gadjo Delhi 4 » Almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Almora, Bageshwar, Munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=almora-bageshwar-munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/#comments Mon, 05 Dec 2011 09:01:18 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=569 Continue reading ]]> Almora

Fajnie położone miasteczko na szczycie górki. Same dziwaki się do mnie przyczepiają. W poniedziałek wybieram się busem 10km za miasto do wsi Kosi, żeby sobie spacerkiem wrócić do Almory. Po drodze zagaduje mnie dziadek, który coś do mnie gada w hindi co jakiś czas wtrącając „Ja tu gadam w hindi a ty nic nie rozumiesz hehehe”. I tak przez 15 minut dopóki nie dojdzie do własnego domu.

Gdzieś na pagórkach znajduję ściankę do wspinania, byłaby fajna i do wspinaczki pod górę i do trawersu, ale skała jest bardzo miękka i co chwila odrywa się kawałek, którego trzymam się ręką albo na którym stoję. W Rishikeshu było to samo.

Następnego dnia spotykam kolejnego lekko świrniętego gadułę, mówi, że jest kandydatem na następnego prezydenta Indii, coś przebąkuje o teorii Einsteina, że niby ją revised, ale nie wiem co miał na myśli, itp. Nakierowuje mnie na jakiegoś pastora kawałek stąd, w moim notesie zapisuje oficjalny list polecający:

22nd November 2011

Dr/D.Sc. Hermant Pant (His Excellency/India), Bharat Bhawan (State of India House and Estate), near Methodist Church, Almora

Dear Pastor David Moses,

A good friend JACK from POLAND wants to meet you, who has come on sightseeing mission. Please help him …tu coś nieczytelnie… Podpis, 22/11/2011

Pastor okazuje się być głową protestanckiego kościoła (Himalaya Regional Director) na cały Uttarakhand. Żyje sobie skromnie w domku, gdzie na parterze jest jakaś jego szkoła komputerowa, na 1ym piętrze mieszkanie, na 2gim kościół, no i oczywiście rooftop. Uśmiechnięty przez cały czas, też gaduła, opowiada mi wzruszającą historię swojego życia o tym jak był chory i pewnej nocy zobaczył przy swoim łóżku wielkie światło i wysuwającą się ze światła rękę, która go uleczyła. Mówi, że Hermant nie jest w pełni sił umysłowych, opuściła go żona i dzieci, nie ma się nim kto zająć na starość, czasem wpada do pastora coś zjeść, pogadać lub po kasę. Jemy sobie lunch, spadam do hotelu.

Hermant proponował mi również spotkanie z szefem Socialist Janta Party, mieszka w pobliżu pastora, ale w sumie już się najadłem, więc nie muszę nikogo więcej odwiedzać.

Poza tym nuda, na dłuższe łażenie po pagórach nie mam ochoty, wycieczka do pobliskiego Kosi ze skałkami po drodze mi wystarcza, zostaję 3 dni chyba tylko dlatego, że mają tu dobrego Chicken Kadai w Alka Restaurant.

Bageshwar

Nic tu nie ma. Może jakiś jeden widoczek 12km w stronę Almory czy trochę mniej km w stronę Munsyari, ale poza tym słabo (stosunkowo).

Munsyari

No może trochę przesadziłem z zachwytami, są miejsca gdzie jest ładniej, ale i tak jest ok. Autobus, który wg. LP miał jechać jakieś 6h jedzie 3h dłużej, ale specjalnie mi to nie przeszkadza, bo przez cały czas mam widoczki na pagóry, w Thalu przez moment widać jakiś biały szczyt, więcej się pokazuje gdy wjeżdżamy na drugą stronę góry, na tą po której jest Munsyari. To co widać to Panchachuli Range, Nanda Devi i podobne są schowane za jakimiś mniejszymi górkami. Ale i tak jest ok, tylko zimno. Niby jestem w ciepłym kraju, ale jednak na północy, na ponad 2200m, no i jest koniec listopada. Wbijam się najpierw do jakiejś ciemnej knajpy przy bus standzie, jest ryż, mięcho i warzywa, obsługująca mamuśka mówi do mnie „Siadaj dziecko, jedz, jedz. Jeszcze ryżu? Może warzywek?”.

I tak sobie spędzam tu kilka leniwych, zimnych, ale słonecznych dni, kręcąc się pomiędzy tą knajpą, szkołą z boiskiem do krykieta (gdzie akurat trwa jakiś turniej z udzałem krykiecistów z Munsyari i okolic, potrwa jeszcze kilka tygodni) a Birthee, 33 km przed Munsyari.

Pan "Ja tu gadam w hindy a ty nic nie rozumiesz hehehe" z wujkiem Widoczek z Almory Hermant pozucje z Timesem Hermant czyta Timesa David Moses, The Pastor Tragarz Widok z Almory Pani Pankhu, gdzieś po drodze do Munsyari Thal, ok 70km (i 3 godziny jazdy) przed Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari, pomarańczowy targ Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Ratapani, pomiędzy Birthee i Munsyari Góra Panchachuli chyba Wioska i góry Krykiet i góry Munsyari i góry Pani Krajalnia drobiu w Munsyari Dama z łasiczką Pierwsze promyki w Ginni Dziecko Birthee Fall Birthee Fall do góry nogami ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/feed/ 0
Haridwar, Ramnagar, Ranikhet, Almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=haridwar-ramnagar-ranikhet-almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/#comments Sun, 20 Nov 2011 11:38:23 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=528 Continue reading ]]> Korzystając z faktu, że mam tani net, dobre ciacha i dobrego chińczyka zostaję jeszcze jedną noc w Rishikeshu. Niemka, która się wprowadziła na miejsce Niemca z rowerem mówi, że Haridwar jest spoko, więc uderzam do Haridwaru. I jest spoko, mniej turystów-dziwaków, cowieczorna impreza na ghatach (choć tej z Varanasi na razie nic nie przebiło), hinduscy pielgrzymi robią zdjęcia mi albo sobie ze mną albo proszą, żebym ja im zrobił pozując przy jakiejś świętej figurce, angielski często słabo, więc mogę poćwiczyć hindi. Tylko żarcie jest w 100% bezmięsne, bo to święte miasto. Ale thali za 50ru też się można najeść (tym bardziej, że kelner widząc, że kończę przychodzi się spytać czy chcę dokładki któregoś z kilku dodatków, oczywiście wszystko w cenie) i nawet smakuje – chyba się nauczyłem znajdować nieśmierdzące jedzenie albo jeść tylko te zjadliwe części.

Spoko, ale nie na tyle, żeby tu zostawać dłużej. Po noclegu w Shakumbari Guest House za 200ru (spory pokój z tv i łazienką) na Jassa Rd spadam z rana na autobus do Ramnagaru, który wg. pani z okienka jeździ co pół godziny, a wg. praktyki trochę rzadziej. Na dworcu jestem trochę przed 7ą rano, autobus mam dopiero o 8ej i to nie do Ramnagaru tylko do trochę zakręconego Kashipuru, z którego PKSa do Ramnagaru trzeba łapać na ulicy, bo z dworca nic nie jeździ (podobno, ktoś mi mówi, że jeździ i będzie za 5-10 minut, ale się nie doczekałem). I w Kashipurze i 30km dalej w Ramnagarze (drogo tu, hotel Rameshwaram 250ru za średni pokój bez tv i łazienki, co prawda w hotelu obok mówili, że za tyle to tu się nie da, ale ja już wiem, że im nie można wierzyć) ludzie patrzą na mnie jak na ufo, innych białasów sam też nie spotkałem. Co chwila słyszę hello, how are you itp., w knajpce przy dworcu mogę wybrać pomiędzy rybą a kurczakiem (w swoim hotelu pan mówi, że mięsnej knajpy nie znajdę, ale im nie można wierzyć) – to wszystko sprawia, że czuję się prawie jak w Bangladeszu, brakuje tylko zaproszeń na herbatkę.

Żeby być przygotowanym na dalszą podróż na wysokościach ok. 2000m kupuję sobie jakiś wieśniacki sweter i ciepłe skarpetki, nie wiem czy zakładając do tego wszystkie pozostałe ubrania będzie mi choć trochę ciepło, ale więcej niż 300-400ru nie chcę inwestować. Na pewno da się taniej, ale z niewiadomych mi przyczyn większośc sklepów jest pozamykanych i wybór jest niezbyt duży.

Bus do Almory jest o 10.30, niestety nie zajeżdża na dworzec i go przegapiam. Pan w dworcowej kanciapie mówi, że już pojechał i choć wygląda na to, że jedynym jego źródłem informacji jest zegarek i wiara w punktualność PKSów, to chyba jednak muszę mu uwierzyć. Z ulicy łapię busa do Ranikhetu, prawie 2000m npm ale póki świeci słońce sam krótki rękawek wystarcza, dopiero wieczorem zakładam kilka kolejnych warstw. Miały być widoki na Himalaje, ale trochę mgliście jest i niewiele widać. Na jedną noc melduję się w hotelu Rajdeep na głównej ulicy. Białasów nie ma. W moim hotelu jest jakaś impreza ślubna, ale goście szybko się przenoszą gdzieś indziej. W ogóle ślubne samochody, orkiestry czy dekoracje na domach widzę tu i w innych miastach co chwilę.

Widoczek się pojawił z rana, gdzieś daleko jakieś białe szczyty, okolice Nanda Devi. Cieawszy widoczek jest z autobusu do Almory, jedziemy nad chmurami, ponad nimi mniejszcze zalesione góry a nad Himalaje. Po chwili wjeżdżamy w te chmury i już nie nie widać. Dopiero parę km przed Almorą i chmury opadły i my się wznieśliśmy, więc zaczynają się pojawiać widoczki, jednak bez Himalajów.

Rishikesh, figurka Rishikesh, ostrzacz noży Okolice Rishikeshu Okolice Rishikeshu, panowie kładą asfalt Rishikesh Haridwar, Mr Tambourine Man Haridwar - pod górkę Widły w czerwonym proszku Haridwar Haridwar Haridwar, małpa w czerwonym Haridwar Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Masakra jakaś z aparatem, widoczek z Ranikhetu na Nanda Devi (chyba) i okolice Pani z Ranikhetu Ranikhet - warzywniczki Almora - fajny domek Almora - kolejny fajny domek Almora - okolice bus standu Almora - widoczek Almora - tu będzie wesele Almora - Mediation Center & góry Almora - Kościół Almora - Kolejny fajny domek Almora - Wycieczka ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/feed/ 0