Gadjo Delhi 4 » Khagrachhari District http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Mahalchhari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/20/mahalchhari/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=mahalchhari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/20/mahalchhari/#comments Mon, 20 Feb 2012 08:22:08 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1280 Continue reading ]]> W połowie drogi z Khagrachhari do Rangamati jest miasteczko Mahalchhari. Jeep, który mnie tam wiezie jest w stanie pomieścić 30 albo i więcej osób, kilka osób w środku, kilka na dachu, kilka przyczepionych z tyłu i kilka na masce. Ci ostatni trochę zasłaniają widok kierowcy, ale i tak nie jedziemy szybko, najszybciej przed wzniesieniami, przed którymi kierowca bierze rozpęd, żeby się udało wjechać.

W Mahalchhari jest miły bazarek. Po triumfalnym przemarszu pośród gapiącego się tłumu dosyć szybko doczepia się jakiś wojskowy, w cywilu i nie daje mi żadnej wizytówki, więc tak naprawdę nie wiem kto to, ale zna trochę angielskiego i jest dobrze ubrany, więc na pewno nie jest to zwykły tubylec. Trochę ciężko się od niego odczepić, przynajmniej oprowadza mnie po okolicy, czasem siadamy na herbatkę, za krótkiego neta w fotolabie nie muszę płacić, kasę wydaję tylko na tani obiadek i jeszcze tańszy hotel Happy Boarding (50Tk, 2pln, jedyny we wsi). Bambusowa klitka 5mkw, mój szerokokątny obiektyw nie ogarnia wszystkiego.

Idę jeść. Po powrocie odwiedzają mnie dziennikarze z lokalnej gazety. Patrzę podejrzliwie, wyciągam od nich wizytówki, wygląda ok, poza pytaniami skąd i po co są ciekawi czy mam permit, nie wiem na co im taka informacja. Pokazuję ksero paszportu, zmywają się. Może myśleli, że jakieś NGO przyjechało i byłby temat na artykuł. Idę się przejść. Po chwili łapie mnie jadący na motorze policjant w cywilu. Na początku bardziej stanowczy niż miły, kiedy chcę od niego jakiś papierek, że jest policjantem, ten wyciąga portfel, ale zaraz potem chowa mówiąc po bengalsku, że jak i tak nie rozumiem bengalskiego. Gadka szmatka o tym, że tu jest niebezpiecznie. W mieście ok, ale „land problem”. Tubylcy się strzelają między sobą. Lepiej żebym jutro stąd spadał. Znowu idę się przejść na chwilę. Po powrocie kolejny gość, tym razem manager hotelu. Opowiada jak to w 1997 zostało porwanych 3 cudzoziemców przez Shanti Bayan lub coś podobnie brzmiącego. Anglik, Szwajcar i chyba Szwed. A nie, Holender, Szwed tu nocował jedną noc w styczniu. Później się dowiaduję, że to nie turyści tylko jakieś inżyniery pracujące tutaj. Idę na herbatkę, pod restauracją natykam się na oficera, którego spotkałem na początku. Idziemy razem na przechadzkę, z której jednak nic nie wychodzi, bo po paru minutach natykamy się na kolejnego policjanta, który najpierw coś tam mówi, że powinienem mieć permit, a w końcu zaprasza na herbatkę na posterunek. Robi się ciemno, wracamy z oficerem do hotelu. Mimo, że natknąłem się na niego przypadkiem mam wrażenie, że został mi przydzielony jako osobisty ochroniarz. Armia i policja troszczą się o turystów żeby nie było żadnej wtopy jak ta z 1997, choć roboty dużo nie mają, bo w tym rejonie wielu turystów nie ma. A zwłaszcza w samym Mahalchhari. Tuż przy hotelu na bazarku kilku żołnierzy ma swojej stanowisko, poza tym po okolicy szwęda się sporo innych żołnierzy i policji. Do tego na czas mojego pobytu w samym hotelu czuwa jeden policjant. Czasem ktoś wpadnie na recepcję pogadać o białasie we wsi. Z początku trochę strasznie, ale z czasem się przyzwyczajam.

Następnego dnia z rana idziemy spacerkiem do jednego mostku, ale dalej już nie bo „problem”, a potem trochę w innym kierunku do wiochy Cenginala, za rzeką Cengi. Ktoś na podwozi motorem, mimo, że jedzie w drugą stronę. Potem ktoś inny wozi rikszą po okolicy. A potem nudy.

Mahalchhari Mahalchhari Mahalchhari, cegielnia Mahalchhari, jeep (akurat ten dosyc luzny) Mahalchhari, mój pokój Mahalchhari Mahalchhari, publiczność Mahalchhari, dzieci spieszą do szkoły Mahalchhari, pani z dzieckiem Mahalchhari, dziewczynka szła do szkoły tańca Mahalchhari i rzeka Cengi Mahalchhari i rzeka Cengi Cenginala (Singinala?) Cenginala (Singinala?) Mahalchhari Mahalchhari Mahalchhari Dzieciaki w Cenginali Mahalchhari ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/20/mahalchhari/feed/ 0
Dighinala, Merum, Gonjopara http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/19/dighinala-merum-gonjopara/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=dighinala-merum-gonjopara http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/19/dighinala-merum-gonjopara/#comments Sun, 19 Feb 2012 08:12:26 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1261 Continue reading ]]> Rano koło hotelu przejeżdżają dwa vany z samymi białasami burząc moje poczucie bycia gdzieś daleko.

Najbliższy autobus do Langadu jest za jakieś 1,5h, jadę do Dighinali, gdzie poza bazarkiem nic nie ma. Stamtąd próbuję się dostać do Langadu, ale po dojechaniu genetyczną krzyżówką jeepa z rikszą do wsi Merum i braku zdecydowanego potwierdzenia czy stamtąd złapię powrotny autobus do Khagrachhari jadę z powrotem przez Dighinalę do domu. Z Merum do Langadu transport jest dość rzadki (można ewentualnie się dostać prywatnym motorem za 300Tk), z Khagrachhari podobnie, co może oznaczać dosyć sporą dzicz.

W końcu jednak olewam Langadu, bo jutro pierwszy autobus jest po 10ej, trochę za późno, obawiam się o powrót. A dalekie wiochy jeszcze się trafią. Idę jeszcze raz przez bazar, po południu prawie pusty, do Gonjopary. Zanoszę kilka odbitek z wczoraj, dwóch kolesi zaprasza od razu do domu. A tam prawie stypa, w pokoiku leży dziadek i z trudem oddycha, przy nim siedzi parę osób, czasem ktoś zajrzy przez drzwi, a reszta domowników i przyjaciół (większość z plemienia Marma) sobie plotkuje przy fajkach i herbacie. Chcą żebym zrobił kilka zdjęć, czestują, a podczas gdy się z trudem próbujemy dogadać, dziadzio oddaje ostatnie tchnienie. Herbatka trwa nadal, jeszcze parę zdjęć i wychodzimy, chociaż nie wiem czy dlatego, że dziadzio zmarł czy po prostu nie wyraziłem dość wyraźnie chęci zostania jeszcze przez chwilę. Wracam do hotelu z jednym kolesiem ze stypy.

Bazarek w Dighinali Dighinala - kowal kowaluje Dighinala W drodze z Dighinali do Merum Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara, rzeka Cengi Gonjopara, stypa Gonjopara, stypa Gonjopara, stypa Gonjopara, stypa Gonjopara, stypa Gonjopara, stypa Gonjopara, sesja na dworzu Gonjopara, sesja na dworzu ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/19/dighinala-merum-gonjopara/feed/ 1
Gonjopara http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/18/gonjopara/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=gonjopara http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/18/gonjopara/#comments Sat, 18 Feb 2012 08:04:07 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1245 Wiocha tuż obok Khagrachhari, za rzeką Cengi

Gonjopara, rzeka Cengi Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara Gonjopara ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/18/gonjopara/feed/ 0
Khagrachhrari Bazar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/17/khagrachhrari-bazar/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=khagrachhrari-bazar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/17/khagrachhrari-bazar/#comments Fri, 17 Feb 2012 07:47:25 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1205 Fotki z bazarku. Następnego dnia było już pusto, przynajmniej o 9ej rano, więc być może akurat miałem szczęście trafić na coś ciekawszego, albo za wcześnie przyszedłem.

Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar - etapy tworzenia chapati/roti Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar - sprzedaż garnków na wagę Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar - naprawa/produkcja instrumentów Khagrachhari Bazar - pan robi harmonie Khagrachhari Bazar - sklep z harmoniami Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar - nie wiem co to ale fajnie wyglądało Khagrachhari Bazar Khagrachhari Bazar - shutki (suszone ryby) Khagrachhari Bazar - shutki (suszone ryby) Khagrachhari Bazar - shutki (suszone ryby) Khagrachhari Bazar - shutki (suszone ryby) Khagrachhari Bazar - bazar rybny Khagrachhari Bazar - mięcho Khagrachhari Bazar - mięcho Khagrachhari Bazar - mięcho Khagrachhari Bazar - żywe mięcho Khagrachhari Bazar - rybki Khagrachhari Bazar - rybki Khagrachhari Bazar - rybki Khagrachhari Bazar - jeszcze raz shutki Khagrachhari Bazar - a to też nie wiem co, ale było tego dużo i sprzedawali na tony Khagrachhari Bazar - krawiec Khagrachhari Bazar - znowu daba Khagrachhari Bazar - pan kupił kozy Pan robi cukierki ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/17/khagrachhrari-bazar/feed/ 0
Khagrachhari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/16/khagrachhari/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=khagrachhari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/16/khagrachhari/#comments Thu, 16 Feb 2012 07:38:24 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1188 Continue reading ]]> Zasnąłem koło 18ej czekając aż się pojawi prąd, który na jakiś czas zniknął. Ale jak się pojawił to mi się już nie chciało wstawać w innym celu niż zgaszenie światła. Wczesnym rankiem po 12h snu jadę do Khagrachhari. Autobus mometami tak się wlecze, że ci którzy jadą na dachu są wstanie zejść po drabinie, nie wysilając się zbytnio dobiec do przednich drzwi i wskoczyć do środka.

Dworzec autobusowy jest jakiś kilometr przed głównym bazarem. Przy dworcu jest hotel Cengi, singiel w bardzo dobrym stanie z tv i kiblem 200Tk. W okolicach bazaru jest parę innych hoteli, ale trochę za ładnie wyglądają jak na moje potrzeby. Jest też wypasiony Parjatan Motel parę kawałek przed dworcem autobusowym, tuż przy rzece Cengi.

Zgodnie z zaleceniem pana asystenta superintendenta z Ramgarhu idę na policję się zameldować. Policjant nie za bardzo wie o co chodzi, po krótkim namyśle podaje mi rękę, mówi „See you around” i daje do zrozumienia, że to już wszystko. No dobra, ja swoje zrobiłem. Idę się przejść, doczepia się jakiś denerwujący chłopaczek, ale po dosyć długim marszu ze mną i paru dłuższych postojach na herbatkę, podczas których wyraźnie mu się nudzi, kapituluje i wraca do domu. Z panem z indyjskiej Tripury imieniem Rinku lat 30 idę do najpierw do domków plemienia Marma, ale nic ciekawego tam nie ma, potem do następnej wsi, gdzie mieszkają przedstawiciele ludu Chakma. Tam można było zrobić parę fajnych zdjęć, bo była impreza, niestety smutna – pogrzeb – więc się wstrzymuję. W jednym z gospodarstw siedziało kilku mnichów oraz tłum pogrzebowych gości, recytując mantrę. Kawałek dalej Rinku chce żebym mu zrobił zdjęcie jak się popisuje chwytami karate jarając w tym samym czasie fajkę. Za rzeką podobno jest już Tripura, znowu średnio to zgodnę jest z mapą, wg. której tym razem do granicy jest jakieś 20km, ale nie mam na razie jak sprawdzić na gmapsach. Możliwe, że tutaj ja nie do końca zrozumiałem. Wracamy do głównej drogi, przy jednym z domków siedzi starsza pani o imieniu Gonga i pali wielką faję, coś co się nazywa daba, jest zrobione z bambusa (a może właśnie daba oznacza bambus) a to co się pali nazywa się kolki, ale to już nie wiem co to jest, chyba po prostu zwykły tytoń.

Razem z Rinku jedziemy na dworzec autosowy, ja z zamiarem zostania już w hotelu, ale w końcu idziemy znowu gdzieś za miasto. Przy hotelu Parjatan jest mini ogród botaniczny, wstęp 10Tk, kawałeczek dalej jest jakaś hinduksa świątynia, kolejnych parę km dalej jest całkiem ładna buddyjska stupa, ale tą widziałem tylko z autobusu jadąc do Khagrachhari. Skręcamy na wiochę mijając kolejne buddyjskie klasztorki i knajpki, w których siedzą Marma czy inni tribale, paląc te swoje daby. Potem mostek, rzeczka, jakiś kolejny buddyjski klasztor (Khagrachhari Yongda Buddhist Monastery), potem z powrotem na wieś, rzeczka (tym razem bez mostku, przechodzimy wpław, Rinku chce mnie przenieść na barana, ale się nie daję) i wracamy do głównej drogi kilka km za miastem, skąd wracamy autobusem.

Następnego dnia zastanaiam się gdzie tu pojechać, ładnie położona jest wiocha Langadu, ale to już trochę głębokie Hill Tractsy, dosyć blisko granicy, trochę się obawiam. Dumam, dumam, w końcu wyciągam aparat i idę na bazar. Tu już się zaczyna prawdziwa Azja, a właściwie azjatyckie multi-kulti, Bangladesze, Marmy, Chakmy, z wyglądu niektórzy przypominają Chińczyków, Kambodżów, trochę Birmy, ale gościnność cały czas ta z Bangladeszu. We wsi Gonjopara, tuż przy rzece Cengi, ktoś najpierw się chwali złapaną rybą a potem zaprasza na sesję zdjęciową do swojej chatki, w sklepiku, w którym się potem zatrzymuję na dłużej próbuję zapłacić, ale właściciel zdecydowanie odmawia przyjęcia kasy, na koniec (przedpołudniowej szwędaczki) wracam jeepem do miasta, znów nie chcą zapłaty.

Kawałek przed miastem jest miejsce gdzie stoją policjanci, jeden z nich mówi, że to tu powinienem zarejestrować swój pobyt a nie w thanie (na posterunku). Wypełniam formularz taki sam jak w Ramgarhu, potem wpis w zeszycie, gdzie widzę kto tu był przede mną – ostatni wpis białasów jest sprzed 5 dni, parę dni wcześniej kolejna grupka, tłumów nie ma, ale goście się zdarzają.

Krowę można kupić za 18000Tk (720pln), kozę za 16000Tk.

Okolice Khagrachhari Rinku się popisuje Pani pali dabę Rinku pali dabę Ogródek przy rzece Cengi Ogródek przy rzece Cengi Rzeka Cengi Rzeka Cengi Gonjopara Khagrachhari Yongda Buddhist Monastery Stoisko Pani robi coś do jedzenia Mały bazarek w okolicach Khagrachhuri ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/16/khagrachhari/feed/ 0
Ramgarh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/15/ramgarh/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=ramgarh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/15/ramgarh/#comments Wed, 15 Feb 2012 07:24:43 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1167 Continue reading ]]> Rano za 80Tk jadę autobusem Star Line do Ramgarhu. Przejeżdżamy przez jakieś góreczki, które wyglądają jak jakieś bambuchy dla liliputów, tylko droga o normalnej szerokości jakoś tu nie pasuje. To już jest teren Chittagong Hill Tracts, gdzie potrzebny jest permit, ale spieszy mi się i nie chce mi się nic załatwiać. Przecież mnie nie wyrzucą. Pierwsza na tej wycieczce miejscowość oznaczoną małą kropką na przewodnikowej mapie. Po 2h docieram na miejsce, ktoś mi mówi gdzie są hotele. Po drodze mijam budkę, gdzie sobie siedzą policjanci, zapraszają mnie do środka i zaczynają wywiad. Skąd, dokąd itp. Najbardziej rozgadany z nich jak mu mówię, że jestem kompjuter indżinier zaczyna mnie wychwalać „You are very honorable person, we respect you etc.”. Dookoła zbiera się tłum gapiów, przychodzą różne mniej i bardziej kumate osoby, ktoś mówi, że powinienem wypełnić formularz ze swoimi danymi, ktoś inny przynosi w.w. formularz (więc po co cokolwiek załatwiać wcześniej jak można na miejscu). Tutaj mi dokładniej wyjaśniają gdzie jest hotel, jeden z nich jest zamknięty, idę do Sonali, 100m od zakrętu. Singiel 100Tk, ale ponoć w złym stanie, dostaję dwa razy droższą dwójkę, całkiem niezła jak na taką pipidówę. Zanim się wprowadzę czeka mnie kolejny wywiad z ludźmi z hotelu, dosiada się też policjant z poprzedniej budki, gada coś z hotelarzem na temat mojego bezpieczeństwa z tego co zrozumiałem .

Po krótkiej przechadzce po okolicy wracam do hotelu, pod którym czeka na mniej kolejny mundurowy, chyba trochę wyższy rangą, i motorem zawozi na posterunek, bo asystent superintendenta czy ktoś taki chce ze mną pogadać. Ten poza klasyczną miłą gadką uświadamia mnie, że te rejony nie są zbyt bezpieczne i że odradza dalszą podróż do Khagrachhari. Lepiej jechać od razu do bardziej turystycznych Rangamati czy Bandarbanu. A jeśli już pojadę, a w zasadzie gdziekolwiek bym nie był w obszarze Hill Tracts to powinienem informować o tym lokalne posterunki. Wypisuje za mnie oświadczenie, że będę tu i tam, i że podróżuję na własną odpowiedzialność. Poza tym, chyba nie muszę tego pisać, herbatka i ciastka.

Motorem wracam do hotelu, na przeciwko zjadam obiad, więcej tam nie zjem, bo żołądkowi się nie spodobał, i idę na kolejny obchód. Jakiś chłopaczek prowadzi mnie do rzeki Feni, która okazuje się być granicą – po drugiej stronie jest już indyjski stan Tripura. Wg. mapy LP do granicy jest z 5km. Co jakiś czas ktoś się doczepia, częstuje itp. Trochę innym bengalskim tu mówią, bo coraz rzadziej rozumiem. Białasy tu też często nie zaglądają, nieliczni, którzy ewentualnie się zddecydują na ten mało popularny teraz jadą najpewniej od razu do Khagrachhari. Sam się zastanawiam czy jechać, czy może lepiej odpuścić, ale póki co jestem na tak, choć asystent superintendenta trochę mi namieszał w głowie.

Nad rzeczką Nad rzeczką Nad rzeczką, po drugiej stronie już Indie Pani z dzieckiem Nad rzeczką Mostek nad jeziorkiem Lokalny środek transportu Zabawka Dzieci Jedno dziecko Bambusowy mostek Pani coś robi Dziecko Dużo dzieci Wieś Pani siedzi Pani jeszcze raz, bo fajna Knajpa ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/02/15/ramgarh/feed/ 0