Gadjo Delhi 4 » Rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Haridwar, Ramnagar, Ranikhet, Almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=haridwar-ramnagar-ranikhet-almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/#comments Sun, 20 Nov 2011 11:38:23 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=528 Continue reading ]]> Korzystając z faktu, że mam tani net, dobre ciacha i dobrego chińczyka zostaję jeszcze jedną noc w Rishikeshu. Niemka, która się wprowadziła na miejsce Niemca z rowerem mówi, że Haridwar jest spoko, więc uderzam do Haridwaru. I jest spoko, mniej turystów-dziwaków, cowieczorna impreza na ghatach (choć tej z Varanasi na razie nic nie przebiło), hinduscy pielgrzymi robią zdjęcia mi albo sobie ze mną albo proszą, żebym ja im zrobił pozując przy jakiejś świętej figurce, angielski często słabo, więc mogę poćwiczyć hindi. Tylko żarcie jest w 100% bezmięsne, bo to święte miasto. Ale thali za 50ru też się można najeść (tym bardziej, że kelner widząc, że kończę przychodzi się spytać czy chcę dokładki któregoś z kilku dodatków, oczywiście wszystko w cenie) i nawet smakuje – chyba się nauczyłem znajdować nieśmierdzące jedzenie albo jeść tylko te zjadliwe części.

Spoko, ale nie na tyle, żeby tu zostawać dłużej. Po noclegu w Shakumbari Guest House za 200ru (spory pokój z tv i łazienką) na Jassa Rd spadam z rana na autobus do Ramnagaru, który wg. pani z okienka jeździ co pół godziny, a wg. praktyki trochę rzadziej. Na dworcu jestem trochę przed 7ą rano, autobus mam dopiero o 8ej i to nie do Ramnagaru tylko do trochę zakręconego Kashipuru, z którego PKSa do Ramnagaru trzeba łapać na ulicy, bo z dworca nic nie jeździ (podobno, ktoś mi mówi, że jeździ i będzie za 5-10 minut, ale się nie doczekałem). I w Kashipurze i 30km dalej w Ramnagarze (drogo tu, hotel Rameshwaram 250ru za średni pokój bez tv i łazienki, co prawda w hotelu obok mówili, że za tyle to tu się nie da, ale ja już wiem, że im nie można wierzyć) ludzie patrzą na mnie jak na ufo, innych białasów sam też nie spotkałem. Co chwila słyszę hello, how are you itp., w knajpce przy dworcu mogę wybrać pomiędzy rybą a kurczakiem (w swoim hotelu pan mówi, że mięsnej knajpy nie znajdę, ale im nie można wierzyć) – to wszystko sprawia, że czuję się prawie jak w Bangladeszu, brakuje tylko zaproszeń na herbatkę.

Żeby być przygotowanym na dalszą podróż na wysokościach ok. 2000m kupuję sobie jakiś wieśniacki sweter i ciepłe skarpetki, nie wiem czy zakładając do tego wszystkie pozostałe ubrania będzie mi choć trochę ciepło, ale więcej niż 300-400ru nie chcę inwestować. Na pewno da się taniej, ale z niewiadomych mi przyczyn większośc sklepów jest pozamykanych i wybór jest niezbyt duży.

Bus do Almory jest o 10.30, niestety nie zajeżdża na dworzec i go przegapiam. Pan w dworcowej kanciapie mówi, że już pojechał i choć wygląda na to, że jedynym jego źródłem informacji jest zegarek i wiara w punktualność PKSów, to chyba jednak muszę mu uwierzyć. Z ulicy łapię busa do Ranikhetu, prawie 2000m npm ale póki świeci słońce sam krótki rękawek wystarcza, dopiero wieczorem zakładam kilka kolejnych warstw. Miały być widoki na Himalaje, ale trochę mgliście jest i niewiele widać. Na jedną noc melduję się w hotelu Rajdeep na głównej ulicy. Białasów nie ma. W moim hotelu jest jakaś impreza ślubna, ale goście szybko się przenoszą gdzieś indziej. W ogóle ślubne samochody, orkiestry czy dekoracje na domach widzę tu i w innych miastach co chwilę.

Widoczek się pojawił z rana, gdzieś daleko jakieś białe szczyty, okolice Nanda Devi. Cieawszy widoczek jest z autobusu do Almory, jedziemy nad chmurami, ponad nimi mniejszcze zalesione góry a nad Himalaje. Po chwili wjeżdżamy w te chmury i już nie nie widać. Dopiero parę km przed Almorą i chmury opadły i my się wznieśliśmy, więc zaczynają się pojawiać widoczki, jednak bez Himalajów.

Rishikesh, figurka Rishikesh, ostrzacz noży Okolice Rishikeshu Okolice Rishikeshu, panowie kładą asfalt Rishikesh Haridwar, Mr Tambourine Man Haridwar - pod górkę Widły w czerwonym proszku Haridwar Haridwar Haridwar, małpa w czerwonym Haridwar Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Masakra jakaś z aparatem, widoczek z Ranikhetu na Nanda Devi (chyba) i okolice Pani z Ranikhetu Ranikhet - warzywniczki Almora - fajny domek Almora - kolejny fajny domek Almora - okolice bus standu Almora - widoczek Almora - tu będzie wesele Almora - Mediation Center & góry Almora - Kościół Almora - Kolejny fajny domek Almora - Wycieczka ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/feed/ 0
Rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/#comments Tue, 15 Nov 2011 13:33:32 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=497 Continue reading ]]> Ryszykesz mnie nie zachwycił, ani fotograficznie ani klimatycznie. Jedyne co to całkiem niezła jabkłowa strucla i ludzie, którzy się tu przewinęli. A to Niemiec, który na rowerze dojechał tu od siebie przez Europę, Iran, Tadżykistan, Chiny i Pakistan (spotkał również w Pakistanie Polaków, którzy tą samą drogą – z Chin – się tam dostali, to dobrze bo jest nadzieja, że i mnie to czeka). A to Vishal Pipriya, hindus z Pune/Mumbaju, który zrobił sobie półroczną przerwę w pracy dla Microsoftu i objeżdża całe Indie fotografując i opisując lokalne żarcie (spotkaliśmy się na dworcu autobusowym, na którym po przyjeździe o 3ej rano czekałem, a potem czekaliśmy, aż się rozjaśni i będzie można jechać na poszukiwanie hotelu). A to jego ziom z Mumbaju, który przyleciał do Rishikeshu na 3-dniowe wakacje. W Mumbaju zajmuje się pisaniem scenariuszy do sitcomów. Od niego dowiedziałem się, że żeby zagrać w filmie nie można być tak po prostu sciągniętym z ulicy, tylko trzeba należeć do jakiejś odpowiedniej organizacji. Więc moje 5 stówek zarobione parę lat temu to były brudne pieniądze. Ale chyba nikt tego nie kontroluje. Albo kolejny informatyk, tym razem gość z Kanady, koło pięćdziesiątki, zajmuje się pisaniem gier, też w podróży zarabia na życie. W 70’s był w Kalkucie, wtedy kiedy był exodus Bangladeszów po rozpadzie Pakistanu, oraz w Polsce, gdzie jadąc stopem dostał do wypełnienia formularz autostopowicza. I Angielka, która projektowała pałace dla arabskich emirów oraz wyrastające w ciągu roku chińskie miasta (w miejscach zrównanych z ziemią wiosek).

High Bank, region, w którym sobie mieszkam, jest w sumie całkiem przyjazny. Z dala od aśramów i turystycznego hidnusko-zagranicznego tłoku, a jednocześnie jest sporo hoteli i jest w czym wybierać cenowo. Są też sensowne knajpy, oraz internet WiFi za 10INR za godzinę, a czasami nawet w cenie pokoju. I ciepła woda – coś co się zdecydowanie przyda, bo jest chłodno, w porywach do zimno.

Część terenów, do których chciałem się wybrać po Rishikeshu jest zamknięta, cały czas jeszcze nie wiem co dalej.

Ram Jhula Rzeźba Parmarth Niketan Ashram Rzeźba w Parmarth Niketan Ashram Płaskorzeźba w Parmarth Niketan Ashram "Ashram Beatelsów" Hanuman Msza Menu Palmist Rishikesh Rishikesh Małpa Laxman Jhula Kramik ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/feed/ 3
“Moje Delhi” http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=moje-delhi http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/#comments Sun, 13 Nov 2011 08:54:02 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=453 Continue reading ]]> O 2ej w nocy wychodzimy z M z hotelu na taksówkę. Z samochodu macha na nas ręką jakiś facet, kiedy do niego dochodzimy podbiega jakiś dresik, mnie się pyta czy jesteśmy z hotelu Hindustan a temu pierwszemu każe zjeżdżać. Ktoś chyba chciał nas podwędzić. Idziemy z tym drugim do jakiegoś minivana, ktoś inny macha jakimś niby paragonem, niby ok, ale jakiś taki mało oznakowany ten samochód. W połowie drogi na lotnisko dopiero zauważam na tylnej szybie mały napis „A/C Cab”. Dojeżdżamy do lotniska, M wchodzi przez security, ja wracam na New Delhi autobusem, bo metro jeszcze nie jeździ. Kosztuje 75INR, piątaka taniej niż metro.

Koło północy z hotelu wychodził gruby łysy murzyn, wracając z lotniska przed 5 rano spotykam go odlewającego się na hotelowej uliczce. Jest z Konga, wygląda jak handlarz bronią w filmach, mówi, że jest tu dealerem, prowadzi biznes z kilkoma firmami, ale nie pytam czym tak dealuje po nocy.

W hotelu budzą mnie o 11.30, bo po wyjeździe M już nie potrzebuję dwupokojowego apartamentu z 3 łóżkami, telewizorem, łazienką z ciepłą wodą (która przestaje lecieć jeśli ktoś w pokoju obok bierze prysznic) za 350INR i chcę się przenieść do czegoś mniejszego. W pośpiechu się pakuję, bo kolejny klient czeka. Ląduję w pokoju z aneksem kuchennym za 100INR taniej. I tak jest dużo lepiej niż w polecanym na travelbicie Downie Townie, w którym nocowaliśmy za pierwszym razem.

W drodze z PKP na Paharganj (po przyjeździe z Pushkaru) do laptopa wlewa się pół litra wody. Matryca z począku jest czytelna, ale ma plamiasty wzorem. Z czasem widoczność się pogarsza, a w końcu chwilę po tym jak włączam kopiowanie zdjęć na kartę, którą chcę dać M żeby przywiozła do Polski, przestaje być widać cokolwiek. Czasami odzyskuje przytomność, ale ostatecznie gaśnie na wieki. Po wylocie M jadę do Nehru Place, które przypadkiem okazuje być giełdą komputerową, co by tam nabyć nowego lapka. Z większym dyskiem, lepszą baterią i 200PLN tańszego (a ostatniego dnia w Delhi udaje mi się opchnąć starego za parę tysi, mógłbym dostać więcej, ale to była niedziela i większość sklepów była pozamykana). Wieczorem uderzam do Nizamuddin Dargah, gdzie jeszcze będąc w Pushakrze umówiłem się z Vinitem. Słuhamy sobie sufijskiego grania, robimy zdjęcia. Tego samego dnia jest jakieś święto państwowe oraz urodziny jakiegoś sikhijskiego guru, z tej okazji jest też jakaś impreza w gurudwarach, w tym w Bangla Saheb Gurudwara stosunkowo niedaleko od Connaught Place, ale już nie chce mi się tam jechać. Vinit się wybiera. Ja wracam na Pahara autobusem (166, 181 lub 894, za 15INR, prościej i taniej niż metrem).

Następnego dnia wpadam do Haus Khas Village, gdzie jest kanjpka Kunzum Travel Cafe polecana przez mojego zioma z Delhi. Okazuje się, że jest taka niby kawiarenko czytelnia, gdzie można sobie skorzystać z wifi, wypić kawkę, a opłatę w wysokości „co łaska” wrzucić do skrzyneczki przy wyjściu. Trochę mi długo schodzi siedzenie tam i generalnie krzątanie się po okolicy, więc gdy znowu docieram do Nizamuddina Vinita już tam nie ma.

Bilet do Joshpuru mam już kupiony, ale wykombinowuję, że można by spróbować pojechać na północ, jeszcze raz w górki, może jeszcze da radę przeżyć w moim skromnym zestawie letnich koszulek, choć szanse są marne. Dworzec przy Kashimiri Gate jest od sierpnia w dewastacji, ciężko powiedzieć czy w rozbiórce, remoncie czy budowie, w każdym razie akurat do Dehra Dun autobusy stąd nie jeżdżą trzeba uderzać do Anand Vihar. Na szczęście dojeżdża tam metro. W A.V. panowie w kasach są mało pomocni i mało kumaci po angielsku. Nie chce mi się z nimi użerać, tym bardziej, że przy jednym z autobusów pan krzyczy, że jedzie do Rishikeshu (niedaleko od Dehra Dun), a to oznacza, że można przyjść chwilę przed odjazdem i sobie kupić bilet w autobusie. I taki też mam plan. Muszę tylko zwrócić bilet do Jodhpuru i przetrzymać gdzieś plecak w ciągu dnia. Przynajmniej sobie trochę pojeździłem metrem i pooglądałem cywilizację, której jest więcej na przedmieściach niż w centrum.

Wieczorem odwiedzam kolejne miejsce polecone przez Vinita – knajpko-księgarnia Turtle Cafe w Khan Markecie. W księgarni jest nawet sporo fajnych rzeczy, w knajpce trochę mniej a poza tym strasznie drogo. Tak jak i w pozostałych sklepach w Khan Markecie, np. w jednej cukierni są fajne ciacha, tylko jeden kawałek kosztuje ok. 200INR (jakieś 12PLN). Trochę drogo nawet jak na polskie warunki. W Turtle kupuję jakiś kuskus za ponad 200INR, i to mam nadzieję, że to już ostatni drogi zakup. Za dużo kasy mi poszło w pierwszym miesiącu, żeby to odrobić chyba będę musiał przesiedzieć 3 miesiące w Bangladeszu albo zacząć zdalną robotę.

Na bazarku Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Kunzum Travel Cafe, Haus Khas Pahar wieczorową porą Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night, pan pracujący w charakterze wiatraka Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Okolice Nizamuddin Dargah Przed wejściem do Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/feed/ 0