Gadjo Delhi 4 » New Delhi http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Barsana, Govardhan, Mathura http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=barsana-govardhan-mathura http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/#comments Tue, 20 Mar 2012 12:20:46 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1651 Continue reading ]]> Z Delhi (gdzie poza wycieczką do Nizamuddin Dargah wpadłem też po to, żeby przedłużyć wizę – udało się, i to bezpłatnie) ciężko jest mi wyjechać, nie dość, że opanowałem komunikację miejską do Nizamuddina, gdzie jest fantastyczne żarcie (w tym tanie kebaby i romali roti), to jeszcze minutę od hotelu wyczaiłem nie mniej fantastyczną szarlotkę, którą masowo wcinam na kolację, bo po 20ej jest o 30% tańsza. Dochodząc do dworca jeszcze nie bardzo wiem dokąd pojadę, znam tylko kierunek – z powrotem w okolice Mathury. Do dworca w końcu nie dochodzą, bo łapię po drodze pasujący autobus, a że na przewodnikowej mapie wychodzi, że po drodze jest Nandgaon i Barsana, kolejne miasteczka, gdzie się hucznie obchodzi Holi to tamże właśnie jadę. Dojeżdżam do Chatty a stąd ok. 10km do Barsany na dachu rikszy (w końcu!), chociaż tylko kawałek, bo potem się zwalnia miejsce w środku.

Białasów nie ma (poza kilkoma krisznowcami w zaawansowanym stadium), jest masa wąskich uliczek, dwie świątynie na górce – Radha Rani Mandir i Shri Kushal Bihari Ji Mandir – całkiem spoko, a do tego cała masa mniejszych we wsi i kilka kolejnych widocznych z daleka. I dwa guest house’y – Radhika i Shri Ji Atithi. Wbijam się do drugiego za 2 stówy za nockę, rano i po południu robię wycieczkę do mandirów a przez resztę dnia próbuję dojść do ładu z fotkami z Mamallapuram.

Govardhan jest większy, najciekawsze rzeczy są porozrzucane po okolicach, ale jest za gorąco, żeby łazić, robię sobie tylko wycieczkę do jednej wiochy obok, całkiem sympatycznej z resztą. Następnego dnia jadę do Mathury, jeszcze większego miasta, z całkiem sporą świątynia, gdzie się urodził Krishna i z niewiele mniejszym meczetem obok, ale nie można włazić z aparatem, więc też olewam i nazajutrzejszego dnia zmykam do Varanasi.

Om Jai Shri Coca Cola Barasna, Jai Shri Atithi  Guest House Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir, wnosiciele wnoszą panią w nosidle Wąskie uliczki Barsany Wąskie uliczki Barsany Wąskie uliczki Barsany Barsana, kolejna świątynia Shri Radha Barsana Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, dziedziniec Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Schodki Kuchnia Pokój w hotelu dla pielgrzymów Mathura - panie idą na imprezę Przetwory Obuwniczy Mathura - Potra Kund Mathura - Potra Kund ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/feed/ 0
Delhi – Nizamuddin Dargah i okolice Qutab Minar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/12/delhi-nizamuddin-dargah-i-okolice-qutab-minar/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=delhi-nizamuddin-dargah-i-okolice-qutab-minar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/12/delhi-nizamuddin-dargah-i-okolice-qutab-minar/#comments Mon, 12 Mar 2012 16:59:38 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1628 Continue reading ]]> Vinit napomknął coś o jakimś festiwalu w Nizamuddin Dargah, spędzam więc tam kolejne 3 dni focąc i słuchają qawwali. W niedzielę z kolei jest jakieś fotograficzne spotkanie w okolicach Qutab Minar, na które się niestety spóźniam, bo po drodze jest całkiem sympatyczny Mehrauli Archeological Park i potem jest dużo małych uliczek, w których się gubię. Ale jeszcze zastaję Vinita i innych pstrykaczy o różnych skillach – od początkujących po nagradzanych artystów. Prowadzą biblioteczkę z książkami fotograficznymi, które dostali od zawodowców. Poza biblioteczką są też spotkania, pogadanki, warsztaty itp. Z kilkoma osobami jedziemy razem na Paharganj do knajpy a z tamtąd mam rzut beretem do hotelu.

Nizamuddin Dargah – zdjęcia

I jeszcze parę ujęć z okolic Dargah oraz Mehrauli

Okolice Nizamuddin Dargah Okolice Nizamuddin Dargah Mięsny w okolicach Nizamuddin Dargah Turboturban Okolice Nizamuddin Dargah Okolice Nizamuddin Dargah - pan robi chlebek Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Archaeological Park Mehrauli Mehrauli Mehrauli - spotkanie fotografów Mehrauli - fotograficzna biblioteka

 

]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/12/delhi-nizamuddin-dargah-i-okolice-qutab-minar/feed/ 0
Delhi – Tiruvannamalai http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/09/delhi-tiruvannamalai/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=delhi-tiruvannamalai http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/09/delhi-tiruvannamalai/#comments Fri, 09 Dec 2011 09:07:01 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=604 Continue reading ]]> Delhi i znów Nizamuddin Dargah

No więc stęskniony za ciepłem dojeżdżam ok. 4 rano do Delhi ubrany w 3 koszule i bluzę bo jest zimno, półtorej godziny czekam aż otworzą metro, dojeżdżam do Pahara. Klita za 200ru z karaluchami i zapchanym kiblem, przysypiam na jakieś 3 godziny, a potem dla równowagi wrażeń estetycznych idę do Subwaya a potem jeszcze dopycham się w KFC. Nażarty jadę do Nizamuddin Dargah spotkać się ponownie z Vinitem. Obfociłem co chciałem zanim Vinit przyszedł, potem idziemy razem do drugiego czegoś podobnego, gdzie dla odmiany poza nami dwoma oraz 3 tenorami śpiewającymi qawali nikogo nie ma (ponoć rodzina 3 tenorów śpiewa w tym miejscu od 750 lat, Vinit robi reportaż o aktualnym pokoleniu). Później dojdą jeszcze 4 osoby, w tym 3 białasów. Tym razem qawali bez muzyki, z jakimiś bardziej melancholijnymi tekstami bo święto jest, Mahomet chyba do nieba wniebowstąpił czy coś w tym stylu. Idziemy się jeszcze przejść po okolicy, po raz chyba pierwszy widzę jak wygląda piec tandoori, gdzieś w jakimś kolejnym kościele znowu impreza chyba z okazji tego samego święta, tu dla odmiany nikt nie śpiewa za to grają na bębnach a dookoła biegają dzieciaki.

Wracam do hotelu, jeszcze chwila na kompie, zapisuję jakieś koncepcje programistyczne, nastawiam budzik na 4.30, żeby spokojnie zdążyć na pociąg ze stacji H.Nizamuddin do Chennaia. Może nawet autobusy miejskie już będą jeździć to tanio wyjdzie. Zasypiam po 22ej.

Thirukkural Express

Budzę się nawet wyspany, rzut okiem na zegarek, jest 5.35, budzik jest wyłączony. Cenne sekundy mijają zanim się zorientuję, że zaspałem, ale jednocześnie mam jeszcze trochę czasu do odjazdu. Pakuję się w rekordowym tempie, wybiegam z pokoju, z plecaka wypada mi butelka z wodą budząc kolesia na recepcji. Pyta się „A dokąd to?”. Coś mu na szybko odpowiadam, ten spokojnie:

- Chwila, chwila
- Nie mam czasu, pociąg mam
- Checkout?
- Tak, checkout.

I tak się patrzymy na siebie przez parę sekund, ja na niego, on na mnie, ja wybiegam, on nie.

Dobiegam do rikszy, targuję się tym razem nie o cenę ale o czas.

- W ile czasu dojedziesz do Nizamuddin Station?
- 30-40 minut
- Za długo – mówię lekko zrezygnowany – musisz dojechać w 15 minut.
- Ok ok sir, 15 minut.

Łatwo poszło. Wyjeżdżamy z Pahara, przy New Delhi jakiś samochodowy tłok, robimy objazd tracąc cenne 2-3 minuty. Rikszarz grzeje ile się da, może nawet dochodzi do 40km/h, przed Nizamuddinem też sporo samochodów, wysiadam zanim podjedziemy na parking, daję mu wyliczone po drodze 150ru i biegnę na stację. Jeszcze po drodze kontrola bagażu a la lotnisko, ale wpycham się przed długą kolejkę mówiąc chyba bardziej do siebie, że się spieszę, biegnę na peron, jak na złość muszę biec na ten najdalszy. Zegarek pokazuje 6.03, ale na tablicy jeszcze wyświetla się informacja o moim pociągu, niestety na stacji nic nie stoi. Nie zdanżam.

Krótki brainstorming i decyzja – z tego samego peronu za 40 minut odjeżdża pociąg do Bengaluru, zjem coś i wbijam się do niego bez biletu. W Bengaluru jest minimalnie później niż mój pociąg w Chennaiu, ale za to mam trochę bliżej do Thiruvanamallai przez co będę nawet trochę wcześniej niż planowałem.

Po paru godzinach dojeżdżam do Jhansi. Tu kolejny brainstorming, bo chyba mój pociąg też tędy jedzie, na laptoku mam zapisaną trasę z czasami, włączam, patrzę i bingo! Nie dość, że też jedzie przez Jhansi to jeszcze przyjeżdża pół godziny później. Jes, jes, jes! Już spokojnie biorę plecaki i się przesiadam. Obeszło się bez dodatkowego płacenia za nadplanowy pociąg, nawet chciałem, ale jak się spytałem kontrolera czy mogę u niego kupić bilet to ten pokręcił głową i sobie poszedł. Łaski bez. Mam więcej szczęścia niż rozumu.

Pani wstawia kadzidło Rodzinka Czytelnia Ręce pani, która się modli Pani się modli o to, żeby zdjęcie wyszło ostre Rozdają jedzenie Czytelnia Czytelnia Dziewczynka Pan Impreza z okazji wniebowstąpienia Dzieci Piec tandoori, panowie robią chapati Kurczaki Panowie sprzedają patyki ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/09/delhi-tiruvannamalai/feed/ 2
Munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=munsyari-2 http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/#comments Wed, 07 Dec 2011 09:01:29 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=601 Continue reading ]]> W szkole na rooftopie siedzi sobie dyrektor z kilkoma nauczycielami, oglądają razem mecze, zapraszają mnie na górę a potem na wizytację szkoły. Coś mi każą mówić do biednych dzieci, więc coś mówię, robię zdjęcie i wychodzę. Za pół godziny koniec lekcji, wtedy wszyscy się zbierają i odśpiewywują Vande Mataram, taka tutejsza Rota. To po lekcjach, bo przed lekcjami jest dłuższy apel, jest Jana Gana Mana (hymn) oraz parę innych narodowych przyśpiewek. Młodsi śpiewają tylko hymn, ale za to mają rozgrzewkę, jeden z uczniów staje na podeście i pokazuje ruchy, reszta je powtarza. Najmłodsi dodatkowo robią rundkę truchtem dookoła boiska.

W Ginni również zostaję wezwany przez nauczyciela w trybie pilnym, każe mi tłumaczyć z angielskiego na hindi, niestety nie wszystko umiem. Robię zdjęcie i spadam dalej, bo choć z Birthee wiocha wyglądała bardzo fajnie to zasadniczo nic tu nie ma, a i łazić mi się za bardzo nie chce, miało być leniwie.

Cholernie zimny pokój, śpię w pełnym umundurowaniu pod kocem i kołdrą.

Powrotnego jeepa mam o 5ej rano, zjadam przygotowane wcześniej przez mamuśkę chapati z surowymi pomidorami z jakąś dziwną przyprawą i w miarę punktualnie ruszamy. Tylko, że w przeciwnym kierunku, zabrać z miasta jeszcze 2 pasażerów, potem wracamy do punktu wyjścia, ekipa robi sobie ponad godzinną przerwę na herbatkę, fajkę i ploteczki. I dobrze, bo im wcześniej przyjadę tym bardziej w nocy będę w Delhi, 2-3 godzinne opóźnienie jest mi bardzo na rękę. Więc tu godzina, druga po drodze, bo jakiś mega zator się zrobił na remontowanej drodze, o 18ej po 12h jazdy jeepem jestem w Haldwani, o 20ej wsiadam do autobusu do Delhi stęskniony za ciepłem i Subwayem.

Widoczek z Birthee Łupaczka kamieni Nosicielki Nosicielki Pani Nosiciele Birthee Jemy Domek we wsi Girigaon Ginni Widoczek ogólny na Girigaon Ginni widziana z Ginni Bendu I am a passanger Na porannym spacerku Pani Bus stand w Munsyari Krykiet Krykiet Piłka wpadła w trawę (6 punktów dla drużyny odbijającego) Krykiet Kibole Krykiet Dziecko Szkoła w Munsyari, po prawej córka dyrektora Szkoła w Munsyari Szkoła w Munsyari Dzieci gotowe do odśpiewania "Vande Mataram" po lekcjach Syn dyrektora szkoły w Munsyari Jemy Szkoła w Ginni But Widok z Birthee na Ginni Birthee Dziewczynka Pani czyści knajpianą kuchnię Pani Pani i dziecko Pani z profilu Dzieci wracają ze szkoły (Birthee) Nosicielka Pani Poranny szkolny apel w Munsyari Lekcja Pan dyrektor podpisuje dzienniki na koniec miesiąca oglądając sobie krykieta na tarasie ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/feed/ 2
“Moje Delhi” http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=moje-delhi http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/#comments Sun, 13 Nov 2011 08:54:02 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=453 Continue reading ]]> O 2ej w nocy wychodzimy z M z hotelu na taksówkę. Z samochodu macha na nas ręką jakiś facet, kiedy do niego dochodzimy podbiega jakiś dresik, mnie się pyta czy jesteśmy z hotelu Hindustan a temu pierwszemu każe zjeżdżać. Ktoś chyba chciał nas podwędzić. Idziemy z tym drugim do jakiegoś minivana, ktoś inny macha jakimś niby paragonem, niby ok, ale jakiś taki mało oznakowany ten samochód. W połowie drogi na lotnisko dopiero zauważam na tylnej szybie mały napis „A/C Cab”. Dojeżdżamy do lotniska, M wchodzi przez security, ja wracam na New Delhi autobusem, bo metro jeszcze nie jeździ. Kosztuje 75INR, piątaka taniej niż metro.

Koło północy z hotelu wychodził gruby łysy murzyn, wracając z lotniska przed 5 rano spotykam go odlewającego się na hotelowej uliczce. Jest z Konga, wygląda jak handlarz bronią w filmach, mówi, że jest tu dealerem, prowadzi biznes z kilkoma firmami, ale nie pytam czym tak dealuje po nocy.

W hotelu budzą mnie o 11.30, bo po wyjeździe M już nie potrzebuję dwupokojowego apartamentu z 3 łóżkami, telewizorem, łazienką z ciepłą wodą (która przestaje lecieć jeśli ktoś w pokoju obok bierze prysznic) za 350INR i chcę się przenieść do czegoś mniejszego. W pośpiechu się pakuję, bo kolejny klient czeka. Ląduję w pokoju z aneksem kuchennym za 100INR taniej. I tak jest dużo lepiej niż w polecanym na travelbicie Downie Townie, w którym nocowaliśmy za pierwszym razem.

W drodze z PKP na Paharganj (po przyjeździe z Pushkaru) do laptopa wlewa się pół litra wody. Matryca z począku jest czytelna, ale ma plamiasty wzorem. Z czasem widoczność się pogarsza, a w końcu chwilę po tym jak włączam kopiowanie zdjęć na kartę, którą chcę dać M żeby przywiozła do Polski, przestaje być widać cokolwiek. Czasami odzyskuje przytomność, ale ostatecznie gaśnie na wieki. Po wylocie M jadę do Nehru Place, które przypadkiem okazuje być giełdą komputerową, co by tam nabyć nowego lapka. Z większym dyskiem, lepszą baterią i 200PLN tańszego (a ostatniego dnia w Delhi udaje mi się opchnąć starego za parę tysi, mógłbym dostać więcej, ale to była niedziela i większość sklepów była pozamykana). Wieczorem uderzam do Nizamuddin Dargah, gdzie jeszcze będąc w Pushakrze umówiłem się z Vinitem. Słuhamy sobie sufijskiego grania, robimy zdjęcia. Tego samego dnia jest jakieś święto państwowe oraz urodziny jakiegoś sikhijskiego guru, z tej okazji jest też jakaś impreza w gurudwarach, w tym w Bangla Saheb Gurudwara stosunkowo niedaleko od Connaught Place, ale już nie chce mi się tam jechać. Vinit się wybiera. Ja wracam na Pahara autobusem (166, 181 lub 894, za 15INR, prościej i taniej niż metrem).

Następnego dnia wpadam do Haus Khas Village, gdzie jest kanjpka Kunzum Travel Cafe polecana przez mojego zioma z Delhi. Okazuje się, że jest taka niby kawiarenko czytelnia, gdzie można sobie skorzystać z wifi, wypić kawkę, a opłatę w wysokości „co łaska” wrzucić do skrzyneczki przy wyjściu. Trochę mi długo schodzi siedzenie tam i generalnie krzątanie się po okolicy, więc gdy znowu docieram do Nizamuddina Vinita już tam nie ma.

Bilet do Joshpuru mam już kupiony, ale wykombinowuję, że można by spróbować pojechać na północ, jeszcze raz w górki, może jeszcze da radę przeżyć w moim skromnym zestawie letnich koszulek, choć szanse są marne. Dworzec przy Kashimiri Gate jest od sierpnia w dewastacji, ciężko powiedzieć czy w rozbiórce, remoncie czy budowie, w każdym razie akurat do Dehra Dun autobusy stąd nie jeżdżą trzeba uderzać do Anand Vihar. Na szczęście dojeżdża tam metro. W A.V. panowie w kasach są mało pomocni i mało kumaci po angielsku. Nie chce mi się z nimi użerać, tym bardziej, że przy jednym z autobusów pan krzyczy, że jedzie do Rishikeshu (niedaleko od Dehra Dun), a to oznacza, że można przyjść chwilę przed odjazdem i sobie kupić bilet w autobusie. I taki też mam plan. Muszę tylko zwrócić bilet do Jodhpuru i przetrzymać gdzieś plecak w ciągu dnia. Przynajmniej sobie trochę pojeździłem metrem i pooglądałem cywilizację, której jest więcej na przedmieściach niż w centrum.

Wieczorem odwiedzam kolejne miejsce polecone przez Vinita – knajpko-księgarnia Turtle Cafe w Khan Markecie. W księgarni jest nawet sporo fajnych rzeczy, w knajpce trochę mniej a poza tym strasznie drogo. Tak jak i w pozostałych sklepach w Khan Markecie, np. w jednej cukierni są fajne ciacha, tylko jeden kawałek kosztuje ok. 200INR (jakieś 12PLN). Trochę drogo nawet jak na polskie warunki. W Turtle kupuję jakiś kuskus za ponad 200INR, i to mam nadzieję, że to już ostatni drogi zakup. Za dużo kasy mi poszło w pierwszym miesiącu, żeby to odrobić chyba będę musiał przesiedzieć 3 miesiące w Bangladeszu albo zacząć zdalną robotę.

Na bazarku Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Kunzum Travel Cafe, Haus Khas Pahar wieczorową porą Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night, pan pracujący w charakterze wiatraka Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Okolice Nizamuddin Dargah Przed wejściem do Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/feed/ 0
Gangtok – Delhi – Pushkar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/04/gangtok-delhi-pushkar/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=gangtok-delhi-pushkar http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/04/gangtok-delhi-pushkar/#comments Fri, 04 Nov 2011 12:35:19 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=303 Continue reading ]]> Pobudka o 5 rano, na śniadanie banany i kupione wczoraj u Bakersów torciki z wisienką. Po 4.5h jazdy autobusem docieramy do Siliguri, potem rikszą do NJP a stamtąd pociąg do Delhi. W Siliguri akurat rozstawiają wzdłuż rzeki bananowo-bambusowe wielkie dekoracje z okazji jakiejś pujy. Później podobne imprezy rozstawione nad prawie każdą rzeką widzimy z pociągu. Ta w Siliguri była jednak największa i gdyby nie to, że mamy się w Delhi spotkać z kolejnym tandemem Marta-Jacek to można nawet pomyśleć o zostaniu.

W pociągu (Super Fast Express, więc ma opóźnienie nie 7h jak na trasie Delhi-NJP ale tylko 5h), dostajemy info o wypadku na Okęciu, M&J dolecą dopiero za parę dni.

Na Paharganju są jeszcze resztki dekoracji po Diwali. Łazimy w te i wewte znajdując knajpy z momo, za którymi zdążyliśmy się już stęsknić.

Następnego dnia idziemy sobie do Lodi Garden, pani w Biurze Informacji Narodowej nie była zbyt pomocna w kwestii jak tam się dostać, do tego Janpath rozkopany przez budowę kolejnego odcinka metra i trochę się przeszliśmy zanim znaleźliśmy przystanek autobusu 522. Po powrocie na Paharganj cancelujemy bilety na pociąg dla M&J, idziemy na momo, szukamy knajpy ze schabowymi (niestety już jej nie ma) i idziemy przecekać do hotelu do 3ej w nocy, bo o 4:30 jedziemy do Pushkaru. Cenę za rikszę z Paharganju na dworzec Old Delhi zbijamy z początkowy 250INR do 100. I tak ze dwa razy za dużo.

Gdzieś w drodze do Delhi Przedmieścia Delhi - blokowiska i pole namiotowe Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj - poranna herba Delhi, Paharganj - śmieciarka Delhi, Paharganj - artykuły pierwszej potrzeby (papier toaletowy, jajka, fajki) Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj Delhi, Paharganj Lodi Garden - jakis tomb Lodi Garden - jakiś tomb Lodi Garden - scena z życia wiewiórek Lodi Garden Lodi Garden - chipsy przyszły Lodi Garden ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/04/gangtok-delhi-pushkar/feed/ 2
W drodze do Gangtoku http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/16/w-drodze-do-gangtoku/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=w-drodze-do-gangtoku http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/16/w-drodze-do-gangtoku/#comments Sun, 16 Oct 2011 06:31:50 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=80 Continue reading ]]> Kijów

Prawdziwe europejskie lotnisko. Aż 2 knajpy (niestety w jednej głównie alko a ja bym najpierw coś zjadł, a w drugiej bank nie chciał zaakceptować mojej kredyt karty, więc chodziłem głodny), bramek wyjściowych ze 6, trochę ruskich dresów, 1 hindus (który tez chyba chodził głodny bo się pytał o kantor, żeby wymienić swoją dziwną walutę a karty nie miał lub też mu nie działała) i 1 ja. Zero Mart, bo Marty wbrew wcześniejszym ustaleniom poleciały przez Moskwę (o, właśnie doleciała), spotkamy się dopiero w Delhi, albo na odbieralni bagażu, albo w najgorszym razie w pociągu do New Jalpaiguri.

Jest i drugi hindus, pewnie z biegiem czasu dojdą kolejni, bo już powoli się zbliża pora czekinowania. Na pierwszy rzut oka można rozpoznać, który białas jedzie do Indii a który nie.

Głupia karta, w sumie mógłbym dolkami zapłacić, ale co bym zrobił z drobniakami? I jeszcze się na jakiś deszcz zanosi, chmury nadciągają, światło w środku nie działa, robi się ciemno. Czas schodzi na zgrywaniu na netbuczka różnych rzeczy z dysku i jedzeniu mentosów.

Wrzucam na szybko fixa przez ssh, bo dostałem maila, że coś nie działa i wsiadam do samolotu. Zaczyna padać.

A w samolocie Aerosvitu trochę wali nie wiadomo czym, słuchawki nie działają przez pierwsze pół godziny jakiegoś ukraińskiego thrillera psychologicznego (ale są napisy), ale poza tym wygląda ok, nie wygląda jakby za chwilę miał się rozpaść. Tylko kilka turbulencji po drodze, ale to już nie wina Aerosvitu. Za to takiej fajnej starszej i trochę masywnej pani stewardessy wydzierającej się na pasażera chodzącego sobie po samolocie w trakcie tych turbulencji i trzaskającej ze złości klapą od schowka na bagaż – tego inne linie chyba nie oferują, no chyba, że Aeroflot.

Delhi

Skończyły mi się minuty w telefonie, zdążyłem tylko wysłać smsa Marcie, żeby dała znać jak przyleci. I dała, ale już nie miałem jak odpisać gdzie jestem (a jestem już za wszystkimi bramkami, na dworze). Po jakimś czasie dostaję już bardziej dramatycznego smsa pt. „Gdzieś???”, dzieli nas tylko szyba i pan ochroniarz, który w końcu lituje się nade mną i wpuszcza mnie z powrotem do budynku, gdzie znajduję M. Wychodzimy na zewnątrz posilić się kabanoskiem siedząc sobie na chodniku.

Kiełbacha umila nam czas oczekiwania na metro, które startuje dopiero za godzinę. Taksiarz pyta czy z nim nie pojedziemy za 200 rupii, ale nie pojedziemy, bo chcemy chociaż raz się przejechać niedawno wybudowaną ekspresową linią metra (co kosztuje 160 rupii za 2 osoby, niewiele taniej, ale na pewno dużo szybciej niż samochodem). Zanim jeszcze skończyliśmy tłumaczyć powody dlaczego nie chcemy z nim jechać, ten się bez słowa odwrócił na pięcie i poszedł wkurzony (jakby nie patrzeć metro odbiera im robotę). Czyściutko, nowoczesnie, jest diodowy wskaźnik pokazujący ile jeszcze do następnej stacji oraz po której stronie otworzą się drzwi. Tłumu nie ma, bo dopiero 5 rano. Większość trasy biegnie pod ziemią, przez moment wychodzi na powierzchnię, jest jeszcze ciemno, ale przynajmniej widać księżyc w pełni.

Dojeżdżamy do stacji New Delhi z zamiarem przesiadki do Rajiv Chowk i Ramakrishna Ashram Marg. Na każdej stacji jest kontrola bagaży, przez co tworzy się gigantyczna kolejka. Właściwie są 2 kolejki, jedna dla facetów (ta gigantyczna), druga dla bab (w tej stoi już tylko kilka osób), więc Marta się przebija szybko, ja zaczynam krzyczeć, że mi się nie chce stać i idę wracam do New Delhi, ale jakiś miły hindus wpuszcza mnie przed siebie. Dojeżdżamy do Rajiv Chowk, skąd wracamy razem do New Delhi, bo najbliższy pociąg dopiero za 27 minut. Chyba przez to, że mieliśmy bilet do Ramakrishna a chcieliśmy wyjść w New Delhi, bramka, do której wrzuca się zużyty żeton nie chce nas przepuścić, ale interweniujemy do jakimś helpdesku i wychodzimy na powierzchnię.

I w końcu po długim tułaniu się po czystych terminalach i stacjach wita nas zatłoczona ulica pełna ludzi idących do pracy, czekających na pociąg, śpiących na glebie, oferujących rikszę, itp. Czyli w końcu dotarliśmy do Indii.

Wbijamy do hotelu Down Town na Paharganju (odnowionym przed zeszłorocznymi igrzyskami – jest twarda nawierzchnia, nowe lampy, nie mam plątaniny zwisających kabli elektrycznych). Wytargowujemy dwójkę za 400 rupii, wg. Marty syfiasta, wg mnie stan idealny, zostawiamy z pewną taką nieśmiałością paszporty w recepcji na dłuższy czas i idziemy na górę się organizować kończąc o 7ej rano pierwszą część tułaczki do Sikkimu.

Śpię do 10ej, bo budzi nas pan z recepcji, który przyszedł po coś co mu M. obiecała (tym darem okazał się być długopis z Polski) i idę się przejść przez Paharganj szukając jakiejś sensownej knajpy, ale wszystkie wydają się totalnie zasyfione, jeszcze nie wszedłem w tutejszy klimat. Po drodze slalomuję pomiędzy pieszymi, rikszami, rowerami, motorami, ignorując kolejne „Hello sir J Namaste :D Y u no give namaste to me? L Information office there…” itp spamy. W końcu gdzieś przysiadam na śniadanie, spacerek na Connaught Place, potem do sikhijskiej gurudwary i z powrotem na Paharganj, ale już nie na piechotę tylko lotniskowym metrem. Znowu sen, wycieczka na Connaught Place, drobne zakupy w Palika Bazaar, piwo, pakowanie, pociąg.

Pociąg Delhi-New Jalpaiguri

Na moim miejscu siedzi jakaś wioskowa pani w niebieskim, razem z dwoma starszymi, w ogóle jakoś ciasno jest, zapowiada się problem z siedzeniem. Ale proste „yeh mera seat hai” (to moja miejscówa) załatwia sprawę, laska się przesiada i ja siadam obok dwóch starszych. I jeszcze z małym dzieckiem. Pora senności się zbliża, ale matki z dzieckiem nie wypada pogonić, więc na razie siedzę cicho. W międzyczasie widzę jak co jakiś czas ekipa tubylców zerka na mnie i na górne łóżko, ale nic nie mówią. Więc ja najpierw przez jakiś czas układam w głowie zdanie, a potem werbalizuję je pytając „Yeh uppar seat kiska hai?” (czyje to miejsce na górze) i pokazując palcem w kierunku pustego miejsca. Wtedy jedyny facet z wioskowej ekipy również unosi swój palec do góry i kiwa głową – czyli jest dobrze, mogę tam wbijać (nie wiem czy zrozumiał moje hindi czy mowę ciała), ale żeby się upewnić ja pokazuję najpierw na siebie, potem na górę, kiwam głową, on potwierdzając kiwa głową, ja dziękując kiwam głową i idę na górę.

Gdy nadeszła pora spoczynku wspomniany facet kładzie się „lower side” łóżku wraz z panią w niebieskim (chyba małżeństwo, dosyć świeże), którą niedawno stamtąd wygoniłem. Nie wiem co się stało z siedzącą obok kobietą, i z dwoma innymi osobami na sąsiednich siedzieniach, ale jakoś magicznie wszyscy znaleźli miejsce do spania. Za chwilę spokój zburzy przechodzący pan strażnik z karabinem i powtarzający kilkukrotnie wzburzonym głosem „Yeh ghar nahin hai!” (To nie jest dom). Dziewczyna do tej pory leżąca obok swojego męża z głową zwróconą w tą samą stronę co on musi zmienić pozycję i teraz leżą na waleta, mimo, że strażnik poszedł już sobie dalej. Duch prawości w narodzie nie ginie.

Okazuje się, że mąż przyznał mi tak bez problemów miejsce na górze, bo to nie było jego. W środku nocy znalazł się prawowity właściciel i musiałem spadać na dół. A ja znowu musiałem wygonić panią w niebieskim i jej chłopa. Następnego dnia, ktoś inny łaskawie pozwolił mi się walnąć na górze, na noc jednak musiałem znowu spadać na dół, a było to tragiczne w skutkach. Gdzieś w Biharze (najbiedniejszym stanie Indii) zaczęły wsiadać do pociągu hordy młodych ludzi, jak się później okazało byli to jacyś studenci jadący do Guwahati na egzaminy na studia. Studenci owi nie posiadali miejscówki, więc siadali gdzie popadnie, a że ich było dużo to w 8-o osobowych przedziałach znajdowało się czasami 16 czy na nawet więcej osób, nie licząc przechodzących sprzedawców wszystkiego, których było wyjątkowa dużo i czasami w jednym przedziale mijały się dodatkowe 4 osoby. Ciężko było spać na łóżku, na których siedzi dodatkowe 4 osoby, ale myślę, że z godzinę snu zaliczyłem. Gdybym był na górze, miałbym może najwyżej jednego dodatkowego pasażera. Kolejny, ostatni dzień podróży to już tylko oczekiwanie na przyjazd pociągu do celu (New Jalpaiguri), który się opóźnił o jakieś 7 godzin.

Żarcie, riksza do Siliguri, skręcona noga Marty, jeep do Rangpuru (granicy Zachodniego Bengalu i Sikkimu, gdzie wyrobiliśmy permit na dwutygodniowy pobyt w Sikkimie), jeep do Gangtoku, kilkukilometrowy marsz na Tibet Road i znaleźliśmy się w hotelu, w którym spałem za pierwszym razem. Posiedzieliśmy w pobliskiej knajpie wcinając jakąś chińszczyznę, pijąc browara i słuchając grającej na żywo lokalnej trzysobowej kapeli (naprawdę fajnie grali), potem upragniony prysznic w zimnej wodzie i spać.

Airport metro w środku Paharganj Paharganj Baywatch Księgarenka na Connaught Place Traffic rules and your dreams. You should follow both. Sikhijska Gurudwara Sikhijska Gurudwara Metro Metro Kantor Zbiorowe malowanie henny Malowanie henny Rikszarz na Paharganju Nocka w pociągu Chodzący warzywniak W pociągu Hijra (pan a la pani) Pani w pociągu ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/10/16/w-drodze-do-gangtoku/feed/ 2