Gadjo Delhi 4 » Uttarakhand http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=munsyari-2 http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/#comments Wed, 07 Dec 2011 09:01:29 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=601 Continue reading ]]> W szkole na rooftopie siedzi sobie dyrektor z kilkoma nauczycielami, oglądają razem mecze, zapraszają mnie na górę a potem na wizytację szkoły. Coś mi każą mówić do biednych dzieci, więc coś mówię, robię zdjęcie i wychodzę. Za pół godziny koniec lekcji, wtedy wszyscy się zbierają i odśpiewywują Vande Mataram, taka tutejsza Rota. To po lekcjach, bo przed lekcjami jest dłuższy apel, jest Jana Gana Mana (hymn) oraz parę innych narodowych przyśpiewek. Młodsi śpiewają tylko hymn, ale za to mają rozgrzewkę, jeden z uczniów staje na podeście i pokazuje ruchy, reszta je powtarza. Najmłodsi dodatkowo robią rundkę truchtem dookoła boiska.

W Ginni również zostaję wezwany przez nauczyciela w trybie pilnym, każe mi tłumaczyć z angielskiego na hindi, niestety nie wszystko umiem. Robię zdjęcie i spadam dalej, bo choć z Birthee wiocha wyglądała bardzo fajnie to zasadniczo nic tu nie ma, a i łazić mi się za bardzo nie chce, miało być leniwie.

Cholernie zimny pokój, śpię w pełnym umundurowaniu pod kocem i kołdrą.

Powrotnego jeepa mam o 5ej rano, zjadam przygotowane wcześniej przez mamuśkę chapati z surowymi pomidorami z jakąś dziwną przyprawą i w miarę punktualnie ruszamy. Tylko, że w przeciwnym kierunku, zabrać z miasta jeszcze 2 pasażerów, potem wracamy do punktu wyjścia, ekipa robi sobie ponad godzinną przerwę na herbatkę, fajkę i ploteczki. I dobrze, bo im wcześniej przyjadę tym bardziej w nocy będę w Delhi, 2-3 godzinne opóźnienie jest mi bardzo na rękę. Więc tu godzina, druga po drodze, bo jakiś mega zator się zrobił na remontowanej drodze, o 18ej po 12h jazdy jeepem jestem w Haldwani, o 20ej wsiadam do autobusu do Delhi stęskniony za ciepłem i Subwayem.

Widoczek z Birthee Łupaczka kamieni Nosicielki Nosicielki Pani Nosiciele Birthee Jemy Domek we wsi Girigaon Ginni Widoczek ogólny na Girigaon Ginni widziana z Ginni Bendu I am a passanger Na porannym spacerku Pani Bus stand w Munsyari Krykiet Krykiet Piłka wpadła w trawę (6 punktów dla drużyny odbijającego) Krykiet Kibole Krykiet Dziecko Szkoła w Munsyari, po prawej córka dyrektora Szkoła w Munsyari Szkoła w Munsyari Dzieci gotowe do odśpiewania "Vande Mataram" po lekcjach Syn dyrektora szkoły w Munsyari Jemy Szkoła w Ginni But Widok z Birthee na Ginni Birthee Dziewczynka Pani czyści knajpianą kuchnię Pani Pani i dziecko Pani z profilu Dzieci wracają ze szkoły (Birthee) Nosicielka Pani Poranny szkolny apel w Munsyari Lekcja Pan dyrektor podpisuje dzienniki na koniec miesiąca oglądając sobie krykieta na tarasie ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/07/munsyari-2/feed/ 2
Almora, Bageshwar, Munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=almora-bageshwar-munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/#comments Mon, 05 Dec 2011 09:01:18 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=569 Continue reading ]]> Almora

Fajnie położone miasteczko na szczycie górki. Same dziwaki się do mnie przyczepiają. W poniedziałek wybieram się busem 10km za miasto do wsi Kosi, żeby sobie spacerkiem wrócić do Almory. Po drodze zagaduje mnie dziadek, który coś do mnie gada w hindi co jakiś czas wtrącając „Ja tu gadam w hindi a ty nic nie rozumiesz hehehe”. I tak przez 15 minut dopóki nie dojdzie do własnego domu.

Gdzieś na pagórkach znajduję ściankę do wspinania, byłaby fajna i do wspinaczki pod górę i do trawersu, ale skała jest bardzo miękka i co chwila odrywa się kawałek, którego trzymam się ręką albo na którym stoję. W Rishikeshu było to samo.

Następnego dnia spotykam kolejnego lekko świrniętego gadułę, mówi, że jest kandydatem na następnego prezydenta Indii, coś przebąkuje o teorii Einsteina, że niby ją revised, ale nie wiem co miał na myśli, itp. Nakierowuje mnie na jakiegoś pastora kawałek stąd, w moim notesie zapisuje oficjalny list polecający:

22nd November 2011

Dr/D.Sc. Hermant Pant (His Excellency/India), Bharat Bhawan (State of India House and Estate), near Methodist Church, Almora

Dear Pastor David Moses,

A good friend JACK from POLAND wants to meet you, who has come on sightseeing mission. Please help him …tu coś nieczytelnie… Podpis, 22/11/2011

Pastor okazuje się być głową protestanckiego kościoła (Himalaya Regional Director) na cały Uttarakhand. Żyje sobie skromnie w domku, gdzie na parterze jest jakaś jego szkoła komputerowa, na 1ym piętrze mieszkanie, na 2gim kościół, no i oczywiście rooftop. Uśmiechnięty przez cały czas, też gaduła, opowiada mi wzruszającą historię swojego życia o tym jak był chory i pewnej nocy zobaczył przy swoim łóżku wielkie światło i wysuwającą się ze światła rękę, która go uleczyła. Mówi, że Hermant nie jest w pełni sił umysłowych, opuściła go żona i dzieci, nie ma się nim kto zająć na starość, czasem wpada do pastora coś zjeść, pogadać lub po kasę. Jemy sobie lunch, spadam do hotelu.

Hermant proponował mi również spotkanie z szefem Socialist Janta Party, mieszka w pobliżu pastora, ale w sumie już się najadłem, więc nie muszę nikogo więcej odwiedzać.

Poza tym nuda, na dłuższe łażenie po pagórach nie mam ochoty, wycieczka do pobliskiego Kosi ze skałkami po drodze mi wystarcza, zostaję 3 dni chyba tylko dlatego, że mają tu dobrego Chicken Kadai w Alka Restaurant.

Bageshwar

Nic tu nie ma. Może jakiś jeden widoczek 12km w stronę Almory czy trochę mniej km w stronę Munsyari, ale poza tym słabo (stosunkowo).

Munsyari

No może trochę przesadziłem z zachwytami, są miejsca gdzie jest ładniej, ale i tak jest ok. Autobus, który wg. LP miał jechać jakieś 6h jedzie 3h dłużej, ale specjalnie mi to nie przeszkadza, bo przez cały czas mam widoczki na pagóry, w Thalu przez moment widać jakiś biały szczyt, więcej się pokazuje gdy wjeżdżamy na drugą stronę góry, na tą po której jest Munsyari. To co widać to Panchachuli Range, Nanda Devi i podobne są schowane za jakimiś mniejszymi górkami. Ale i tak jest ok, tylko zimno. Niby jestem w ciepłym kraju, ale jednak na północy, na ponad 2200m, no i jest koniec listopada. Wbijam się najpierw do jakiejś ciemnej knajpy przy bus standzie, jest ryż, mięcho i warzywa, obsługująca mamuśka mówi do mnie „Siadaj dziecko, jedz, jedz. Jeszcze ryżu? Może warzywek?”.

I tak sobie spędzam tu kilka leniwych, zimnych, ale słonecznych dni, kręcąc się pomiędzy tą knajpą, szkołą z boiskiem do krykieta (gdzie akurat trwa jakiś turniej z udzałem krykiecistów z Munsyari i okolic, potrwa jeszcze kilka tygodni) a Birthee, 33 km przed Munsyari.

Pan "Ja tu gadam w hindy a ty nic nie rozumiesz hehehe" z wujkiem Widoczek z Almory Hermant pozucje z Timesem Hermant czyta Timesa David Moses, The Pastor Tragarz Widok z Almory Pani Pankhu, gdzieś po drodze do Munsyari Thal, ok 70km (i 3 godziny jazdy) przed Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari, pomarańczowy targ Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Gdzieś po drodze do Munsyari Ratapani, pomiędzy Birthee i Munsyari Góra Panchachuli chyba Wioska i góry Krykiet i góry Munsyari i góry Pani Krajalnia drobiu w Munsyari Dama z łasiczką Pierwsze promyki w Ginni Dziecko Birthee Fall Birthee Fall do góry nogami ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/05/almora-bageshwar-munsyari/feed/ 0
Munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/27/munsyari/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=munsyari http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/27/munsyari/#comments Sun, 27 Nov 2011 11:15:58 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=559 Continue reading ]]> Tylko sie checkinuje, ze jeszcze nie zamarzlem, ale juz niewiele brakuje. Piknie tu jest jak cholera, generalnie wszystkie poprzednie punkty z Uttarakhandu mozna olac i przyjezdzac od razu tutaj. Jeszcze pare dni na koncu swiata, a potem 3-4 dni drogi na drugi koniec Indii, do Tamil Nadu, w miedzyczasie powinienem sie obrobic ze zdjeciami. O rany jak tu piknie!

W drodze do Munsyari W drodze do Munsyari ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/27/munsyari/feed/ 0
Haridwar, Ramnagar, Ranikhet, Almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=haridwar-ramnagar-ranikhet-almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/#comments Sun, 20 Nov 2011 11:38:23 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=528 Continue reading ]]> Korzystając z faktu, że mam tani net, dobre ciacha i dobrego chińczyka zostaję jeszcze jedną noc w Rishikeshu. Niemka, która się wprowadziła na miejsce Niemca z rowerem mówi, że Haridwar jest spoko, więc uderzam do Haridwaru. I jest spoko, mniej turystów-dziwaków, cowieczorna impreza na ghatach (choć tej z Varanasi na razie nic nie przebiło), hinduscy pielgrzymi robią zdjęcia mi albo sobie ze mną albo proszą, żebym ja im zrobił pozując przy jakiejś świętej figurce, angielski często słabo, więc mogę poćwiczyć hindi. Tylko żarcie jest w 100% bezmięsne, bo to święte miasto. Ale thali za 50ru też się można najeść (tym bardziej, że kelner widząc, że kończę przychodzi się spytać czy chcę dokładki któregoś z kilku dodatków, oczywiście wszystko w cenie) i nawet smakuje – chyba się nauczyłem znajdować nieśmierdzące jedzenie albo jeść tylko te zjadliwe części.

Spoko, ale nie na tyle, żeby tu zostawać dłużej. Po noclegu w Shakumbari Guest House za 200ru (spory pokój z tv i łazienką) na Jassa Rd spadam z rana na autobus do Ramnagaru, który wg. pani z okienka jeździ co pół godziny, a wg. praktyki trochę rzadziej. Na dworcu jestem trochę przed 7ą rano, autobus mam dopiero o 8ej i to nie do Ramnagaru tylko do trochę zakręconego Kashipuru, z którego PKSa do Ramnagaru trzeba łapać na ulicy, bo z dworca nic nie jeździ (podobno, ktoś mi mówi, że jeździ i będzie za 5-10 minut, ale się nie doczekałem). I w Kashipurze i 30km dalej w Ramnagarze (drogo tu, hotel Rameshwaram 250ru za średni pokój bez tv i łazienki, co prawda w hotelu obok mówili, że za tyle to tu się nie da, ale ja już wiem, że im nie można wierzyć) ludzie patrzą na mnie jak na ufo, innych białasów sam też nie spotkałem. Co chwila słyszę hello, how are you itp., w knajpce przy dworcu mogę wybrać pomiędzy rybą a kurczakiem (w swoim hotelu pan mówi, że mięsnej knajpy nie znajdę, ale im nie można wierzyć) – to wszystko sprawia, że czuję się prawie jak w Bangladeszu, brakuje tylko zaproszeń na herbatkę.

Żeby być przygotowanym na dalszą podróż na wysokościach ok. 2000m kupuję sobie jakiś wieśniacki sweter i ciepłe skarpetki, nie wiem czy zakładając do tego wszystkie pozostałe ubrania będzie mi choć trochę ciepło, ale więcej niż 300-400ru nie chcę inwestować. Na pewno da się taniej, ale z niewiadomych mi przyczyn większośc sklepów jest pozamykanych i wybór jest niezbyt duży.

Bus do Almory jest o 10.30, niestety nie zajeżdża na dworzec i go przegapiam. Pan w dworcowej kanciapie mówi, że już pojechał i choć wygląda na to, że jedynym jego źródłem informacji jest zegarek i wiara w punktualność PKSów, to chyba jednak muszę mu uwierzyć. Z ulicy łapię busa do Ranikhetu, prawie 2000m npm ale póki świeci słońce sam krótki rękawek wystarcza, dopiero wieczorem zakładam kilka kolejnych warstw. Miały być widoki na Himalaje, ale trochę mgliście jest i niewiele widać. Na jedną noc melduję się w hotelu Rajdeep na głównej ulicy. Białasów nie ma. W moim hotelu jest jakaś impreza ślubna, ale goście szybko się przenoszą gdzieś indziej. W ogóle ślubne samochody, orkiestry czy dekoracje na domach widzę tu i w innych miastach co chwilę.

Widoczek się pojawił z rana, gdzieś daleko jakieś białe szczyty, okolice Nanda Devi. Cieawszy widoczek jest z autobusu do Almory, jedziemy nad chmurami, ponad nimi mniejszcze zalesione góry a nad Himalaje. Po chwili wjeżdżamy w te chmury i już nie nie widać. Dopiero parę km przed Almorą i chmury opadły i my się wznieśliśmy, więc zaczynają się pojawiać widoczki, jednak bez Himalajów.

Rishikesh, figurka Rishikesh, ostrzacz noży Okolice Rishikeshu Okolice Rishikeshu, panowie kładą asfalt Rishikesh Haridwar, Mr Tambourine Man Haridwar - pod górkę Widły w czerwonym proszku Haridwar Haridwar Haridwar, małpa w czerwonym Haridwar Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Masakra jakaś z aparatem, widoczek z Ranikhetu na Nanda Devi (chyba) i okolice Pani z Ranikhetu Ranikhet - warzywniczki Almora - fajny domek Almora - kolejny fajny domek Almora - okolice bus standu Almora - widoczek Almora - tu będzie wesele Almora - Mediation Center & góry Almora - Kościół Almora - Kolejny fajny domek Almora - Wycieczka ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/feed/ 0
Rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/#comments Tue, 15 Nov 2011 13:33:32 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=497 Continue reading ]]> Ryszykesz mnie nie zachwycił, ani fotograficznie ani klimatycznie. Jedyne co to całkiem niezła jabkłowa strucla i ludzie, którzy się tu przewinęli. A to Niemiec, który na rowerze dojechał tu od siebie przez Europę, Iran, Tadżykistan, Chiny i Pakistan (spotkał również w Pakistanie Polaków, którzy tą samą drogą – z Chin – się tam dostali, to dobrze bo jest nadzieja, że i mnie to czeka). A to Vishal Pipriya, hindus z Pune/Mumbaju, który zrobił sobie półroczną przerwę w pracy dla Microsoftu i objeżdża całe Indie fotografując i opisując lokalne żarcie (spotkaliśmy się na dworcu autobusowym, na którym po przyjeździe o 3ej rano czekałem, a potem czekaliśmy, aż się rozjaśni i będzie można jechać na poszukiwanie hotelu). A to jego ziom z Mumbaju, który przyleciał do Rishikeshu na 3-dniowe wakacje. W Mumbaju zajmuje się pisaniem scenariuszy do sitcomów. Od niego dowiedziałem się, że żeby zagrać w filmie nie można być tak po prostu sciągniętym z ulicy, tylko trzeba należeć do jakiejś odpowiedniej organizacji. Więc moje 5 stówek zarobione parę lat temu to były brudne pieniądze. Ale chyba nikt tego nie kontroluje. Albo kolejny informatyk, tym razem gość z Kanady, koło pięćdziesiątki, zajmuje się pisaniem gier, też w podróży zarabia na życie. W 70’s był w Kalkucie, wtedy kiedy był exodus Bangladeszów po rozpadzie Pakistanu, oraz w Polsce, gdzie jadąc stopem dostał do wypełnienia formularz autostopowicza. I Angielka, która projektowała pałace dla arabskich emirów oraz wyrastające w ciągu roku chińskie miasta (w miejscach zrównanych z ziemią wiosek).

High Bank, region, w którym sobie mieszkam, jest w sumie całkiem przyjazny. Z dala od aśramów i turystycznego hidnusko-zagranicznego tłoku, a jednocześnie jest sporo hoteli i jest w czym wybierać cenowo. Są też sensowne knajpy, oraz internet WiFi za 10INR za godzinę, a czasami nawet w cenie pokoju. I ciepła woda – coś co się zdecydowanie przyda, bo jest chłodno, w porywach do zimno.

Część terenów, do których chciałem się wybrać po Rishikeshu jest zamknięta, cały czas jeszcze nie wiem co dalej.

Ram Jhula Rzeźba Parmarth Niketan Ashram Rzeźba w Parmarth Niketan Ashram Płaskorzeźba w Parmarth Niketan Ashram "Ashram Beatelsów" Hanuman Msza Menu Palmist Rishikesh Rishikesh Małpa Laxman Jhula Kramik ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/feed/ 3
“Moje Delhi” http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=moje-delhi http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/#comments Sun, 13 Nov 2011 08:54:02 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=453 Continue reading ]]> O 2ej w nocy wychodzimy z M z hotelu na taksówkę. Z samochodu macha na nas ręką jakiś facet, kiedy do niego dochodzimy podbiega jakiś dresik, mnie się pyta czy jesteśmy z hotelu Hindustan a temu pierwszemu każe zjeżdżać. Ktoś chyba chciał nas podwędzić. Idziemy z tym drugim do jakiegoś minivana, ktoś inny macha jakimś niby paragonem, niby ok, ale jakiś taki mało oznakowany ten samochód. W połowie drogi na lotnisko dopiero zauważam na tylnej szybie mały napis „A/C Cab”. Dojeżdżamy do lotniska, M wchodzi przez security, ja wracam na New Delhi autobusem, bo metro jeszcze nie jeździ. Kosztuje 75INR, piątaka taniej niż metro.

Koło północy z hotelu wychodził gruby łysy murzyn, wracając z lotniska przed 5 rano spotykam go odlewającego się na hotelowej uliczce. Jest z Konga, wygląda jak handlarz bronią w filmach, mówi, że jest tu dealerem, prowadzi biznes z kilkoma firmami, ale nie pytam czym tak dealuje po nocy.

W hotelu budzą mnie o 11.30, bo po wyjeździe M już nie potrzebuję dwupokojowego apartamentu z 3 łóżkami, telewizorem, łazienką z ciepłą wodą (która przestaje lecieć jeśli ktoś w pokoju obok bierze prysznic) za 350INR i chcę się przenieść do czegoś mniejszego. W pośpiechu się pakuję, bo kolejny klient czeka. Ląduję w pokoju z aneksem kuchennym za 100INR taniej. I tak jest dużo lepiej niż w polecanym na travelbicie Downie Townie, w którym nocowaliśmy za pierwszym razem.

W drodze z PKP na Paharganj (po przyjeździe z Pushkaru) do laptopa wlewa się pół litra wody. Matryca z począku jest czytelna, ale ma plamiasty wzorem. Z czasem widoczność się pogarsza, a w końcu chwilę po tym jak włączam kopiowanie zdjęć na kartę, którą chcę dać M żeby przywiozła do Polski, przestaje być widać cokolwiek. Czasami odzyskuje przytomność, ale ostatecznie gaśnie na wieki. Po wylocie M jadę do Nehru Place, które przypadkiem okazuje być giełdą komputerową, co by tam nabyć nowego lapka. Z większym dyskiem, lepszą baterią i 200PLN tańszego (a ostatniego dnia w Delhi udaje mi się opchnąć starego za parę tysi, mógłbym dostać więcej, ale to była niedziela i większość sklepów była pozamykana). Wieczorem uderzam do Nizamuddin Dargah, gdzie jeszcze będąc w Pushakrze umówiłem się z Vinitem. Słuhamy sobie sufijskiego grania, robimy zdjęcia. Tego samego dnia jest jakieś święto państwowe oraz urodziny jakiegoś sikhijskiego guru, z tej okazji jest też jakaś impreza w gurudwarach, w tym w Bangla Saheb Gurudwara stosunkowo niedaleko od Connaught Place, ale już nie chce mi się tam jechać. Vinit się wybiera. Ja wracam na Pahara autobusem (166, 181 lub 894, za 15INR, prościej i taniej niż metrem).

Następnego dnia wpadam do Haus Khas Village, gdzie jest kanjpka Kunzum Travel Cafe polecana przez mojego zioma z Delhi. Okazuje się, że jest taka niby kawiarenko czytelnia, gdzie można sobie skorzystać z wifi, wypić kawkę, a opłatę w wysokości „co łaska” wrzucić do skrzyneczki przy wyjściu. Trochę mi długo schodzi siedzenie tam i generalnie krzątanie się po okolicy, więc gdy znowu docieram do Nizamuddina Vinita już tam nie ma.

Bilet do Joshpuru mam już kupiony, ale wykombinowuję, że można by spróbować pojechać na północ, jeszcze raz w górki, może jeszcze da radę przeżyć w moim skromnym zestawie letnich koszulek, choć szanse są marne. Dworzec przy Kashimiri Gate jest od sierpnia w dewastacji, ciężko powiedzieć czy w rozbiórce, remoncie czy budowie, w każdym razie akurat do Dehra Dun autobusy stąd nie jeżdżą trzeba uderzać do Anand Vihar. Na szczęście dojeżdża tam metro. W A.V. panowie w kasach są mało pomocni i mało kumaci po angielsku. Nie chce mi się z nimi użerać, tym bardziej, że przy jednym z autobusów pan krzyczy, że jedzie do Rishikeshu (niedaleko od Dehra Dun), a to oznacza, że można przyjść chwilę przed odjazdem i sobie kupić bilet w autobusie. I taki też mam plan. Muszę tylko zwrócić bilet do Jodhpuru i przetrzymać gdzieś plecak w ciągu dnia. Przynajmniej sobie trochę pojeździłem metrem i pooglądałem cywilizację, której jest więcej na przedmieściach niż w centrum.

Wieczorem odwiedzam kolejne miejsce polecone przez Vinita – knajpko-księgarnia Turtle Cafe w Khan Markecie. W księgarni jest nawet sporo fajnych rzeczy, w knajpce trochę mniej a poza tym strasznie drogo. Tak jak i w pozostałych sklepach w Khan Markecie, np. w jednej cukierni są fajne ciacha, tylko jeden kawałek kosztuje ok. 200INR (jakieś 12PLN). Trochę drogo nawet jak na polskie warunki. W Turtle kupuję jakiś kuskus za ponad 200INR, i to mam nadzieję, że to już ostatni drogi zakup. Za dużo kasy mi poszło w pierwszym miesiącu, żeby to odrobić chyba będę musiał przesiedzieć 3 miesiące w Bangladeszu albo zacząć zdalną robotę.

Na bazarku Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Humayun's Tomb Kunzum Travel Cafe, Haus Khas Pahar wieczorową porą Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night, pan pracujący w charakterze wiatraka Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Okolice Nizamuddin Dargah Przed wejściem do Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah, Sufi Night Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah Nizamuddin Dargah ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/13/moje-delhi/feed/ 0