Yubeng – Mingyong i powrót na południe

Wbrew oczekiwaniom trasa powrotna do Xidangu zajmuje mi prawie tyle samo co z Xidangu do Yubengu, ale to głównie przez prawie godzinną przerwę na ploty z Australijczykami po stromym i długim podejściu do Na Zong La. Właściwie to nie dochodzę to właściwej wsi tylko do punktu trekingowo-startowego, który jest od niej oddalony jakieś 5-7km. Ale jakoś w końcu do tego Xidangu walę z buta, Australijczyki po drodze łapią vana do Feilai Si. Ponieważ mam ochotę zerknąć na alternatywną trasę do Yubengu przez Ninong (która się zaczyna w Xidangu), a przynajmniej jej kawałek, to próbuję wypatrzeć jakąś noclegownie, ale nic nie widzę a zagadywać tybulców mi się nie chce. Po ponad 2h od punktu trekingowo-startowego dochodzę do końca wioski. Wracać bez sensu, kontynuuję marsz kanionem wzdłuż Mekongu ahoj przygodo. Jakieś 2km przed mostem, gdzie odbija droga do Feilai Si, łapię normalnego busa (akurat jak miałem fajny widok, nie zdążyłem zrobić foty), wysiadam przy moście a przy próbie zapłacenia pan kierowca daje znak ręką, żebym sobie już poszedł. No to idę.

Od mostu do Mingyong jest ponoć jakieś 6km, już jestem trochę zmachany, suszy a nie mam nic do picia, ale powinienem dać radę, ahoj przygodo. Jeszcze kawałeczek wzdłuż Mekongu, potem odbijam w lewo i idę wzdłuż innej rzeki. Docieram do kolejnego mostku, kawałek za nim jeszcze mniejszy gdzie główna droga (o dziwo w pewnym momencie robi się asfaltówa) robi dwa bardzo długie zawijasy, ale w prawo odbija ścieżka wzdłuż rzeki i wygląda jak skrót. Idę ścieżką, kawałeczek dalej jest jakieś strome odbicie, są ślady jakby ktoś tędy chodził, więc włażę, ahoj przygodo. Naprawdę strome, bez użycia łap nie da rady (a 2 plecaki nie ułatwiają sprawy), a do tego jest dosyć żwirowato-kamieniście, więc łatwo się ześlizgnąć. Dochodzę prawie do szczytu, ale tam już jest bardzo słabo, nie ma za co się złapać i jest jeszcze stromiej i jeszcze bardziej żwirowato. Ale tak blisko końca… Udaje mi się zarzucić jeden plecak na ścieżkę, która idzie górą (jest dużo łagodniejsza i zaczyna się jakieś 20m za moim stromym podejściem…), ale z jednym plecakiem dalej jest słabo. Znajduję inne dojście do ścieżki, niby już jestem w domu, ale plecak wrzuciłem za miejscem, które jest bardzo wąskie, żwirowate i do tego pochyłe. No i po jednej stronie ostro w dół, a po drugiej pionowa ściana, na której nie ma się czego złapać, za dużo ryzyko, że zjadę, nawet gdybym przerzucił drugi plecak (gdyby było tam jeszcze miejsce) i przeszedł bez bagażu. Po dłuższym namyśle wracam ścieżką na dół a potem do autostrady. Zaczynam iść zawijasami i prawie od razu napotykam tubylca, z którym zaczynam gadać rękami i rysując kamieniem po ulicy. Okazuje się, że niepotrzebnie odbijałem od rzeki, powinienem był iść cały czas prosto i bym dosyć szybko doszedł do Mingyong. Więc wracam i w tym momencie nadjeżdża van, którego łapię na stopa (znowu pierwszy strzał trafiony), pan podwozi mnie do jakiegoś hotelu, w którym nikogo nie ma, ale po obejściu wiochy dookoła znajduję coś na samym końcu ze sklepikiem na dole, z miłym towarzystwem w sklepiku i za jedyne 20y (standard bardziej indyjski niż chiński). Uzupełniam braki płynów, smaruję się bengayem (10h naparzania z 2 plecakami i ponad 30km daje o sobie znać), jestem uratowany, idę spać. Nie wiem czy jutro cokolwiek zrobię.

Jutro

Nic nie robię. Za to pani w sklepiku częstuje mnie mangiem. I sprzedaje picie po cenie niższej niż wczoraj. Poza tym pada, ale z góry złażą turyści, więc korzystam z okazji i oglądam zdjęcia. Raczej nic szczególnego, następnego dnia chyba wracam do Shangri La.

Następny dzień

Wracam do Shangri La. Najpierw do Deqin, ale nie autobusem, bo ten co niby ma być o 8ej rano jakoś się nie pojawia. Za to dwa vany szykują się do odjazdu, zagaduję, mogę jechać. Wracają managery średniego szczebla jakiejś firmy transportowej z autobusami długodystansowymi. Byli na firmowym spotkaniu połączonym z wycieczką krajoznawczą.

W Deqin kierowca nie zwalnia, więc nalegam, że tu chcę wysiąść (czyt.: – To może ja tu wysiądę – Nie, jedź z nami do Shangri La – No dobra). No właśnie, mimo, że początkowo negocjowałem krótką trasę to pierwszy autostopowy strzał zabiera mnie od razu do Shangri La. Gdybym pojechał autobusem do Deqin to stamtąd do Shangri La jest coś dopiero o 12ej, przyjechałbym koło 20ej a tak jestem przed 16tą. Wypasu nie koniec, bo jeszcze się załapuję na trasie na wspólny smaczny lanczyk, nie wspominając o drobiazgach typu butelka wody, ciacho, paczka 枣 (głożyny pospolitej po naszemu) itp. Parę razy się zatrzymujemy na zdjęcia, ale pogoda jest co najmniej słaba, czasem popadywuje, czasem nie, ale przez chmury nic nie widać (kompletnie nic, poza kawałkiem drogi 20m przed nami).

W Shangri La zimno, lokuję się w polecanym przez LP Dragon Cloud, ale ja nie polecam. Za te same 35y lepiej było w YHA, ładniej, klimatyczniej, a poza tym net (albo przede wszystkim) bardzo szwankuje. To nic, i tak w piątek jadę do Lijiangu.

Piątek

Jadę do Lijiangu.

Tagged , , , , , , , , , ,

2 Comments

Yubeng i Ice Lake

Po dotarciu na miejsce jeszcze resztkami sił schodzę dosyć stromo do Dolnego Yubengu, ale tam za wiele nie ma. Następnego dnia idę do Ice Lake. Mimo informacji z różnych źródeł, że w jedną stronę idzie się 5h, mi dojście tam i powrót zajmują 5,5h. Trasa standardowa, trochę przez las, trochę stromo, trochę nie, trochę po śniegu, trochę po błocie, po kamieniach. Po drodze jest basecamp dla wchodzących na szczyt, ale chyba od dłuższego czasu nikt tam się nie wspina. W sumie jest prawie 1000m przewyższenia, jezioro jest na 3920m.

Po powrocie z wycieczki w knajpie jakiś śmieszny Chińczyk, którego mijałem parę razy w drodze do Yubengu i potem do Ice Lake, pomaga mi zamówić jakieś ciekawsze dwudaniowe żarcie, inaczej mogło być ciężko, bo mimo sporej liczby foreignersów z angielskim jest tu bardzo słabo.

Tagged , , , , , ,

Comments Off

Feilai Si – Yubeng

Nie mam jeszcze ochoty wracać na południe Yunnanu, więc szykuję się do zajrzenia głębiej i dostania się do Xidangu. Poranny autobus odjechał, skrót na dół gdzieś jest, ale nie wiem gdzie, trzeba kombinować. Biorę jakiś autobus do skrzyżowania 30km na północ a potem zaczynam iść z buta z powrotem na południe, ale trochę bardziej w stronę rzeki. Tak właściwie Xidang jest po drugiej stronie Mekongu, który sobie płynie w dolince przy Feilai Si, więc na mapie jest blisko, ale autobusem jest ponad 50km. Coś jedzie, łapię na stopa i od razu pierwszy strzał trafiony, jakaś wycieczka z Shanghaiu zabiera mnie ze sobą. Już prawie się udał tani dzień, ale przez mostem nad Mekongiem trzeba nabyć bilecik wstępu do parku za 85y.

Dojeżdżamy do Xidangu. I staję przed dylematem moralnym – naginać w sandałkach i z dwoma plecakami 18km przez góry do wsi Yubeng czy zostać na miejscu. Wygrywa ułańska fantazja, zjadam zupkę i idę. Najpierw 1000m w górę przez las bez widoczków, na szczęście po drodze są 3 budki z piwem, więc można sobie wygodnie spocząć. A potem stromo w dół 500m już z lepszymi widoczkami na góry. Tempo mam zółwie a i tak wyprzedzam większość Chińczyków (których jest całkiem sporo). Można zainwestować w konika, ale to nie dla mnie. I nawet się męczę się za bardzo.

Lepsza widokowo jest ponoć trasa przez Ninong i Gajiangda, tylko 2 razy dłuższa (ale w razie czego można przekimać po drodze). A w ogóle to polecam zakupić fajną mapkę w Feilai Si za 10y, da jakieś pojęcie o okolicach, pomoże w dogadaniu się z kierowcami gdzie podrzucić, a poza tym sama w sobie jest fajna wizualnie, może robić za pamiątkę z wycieczki. I jeszcze bardziej polecam zupkę w miejscu gdzie się trek zaczyna, przy pierwszym parkingu.

Tagged , , , , , , , , , ,

Comments Off

Feilai Si

Z Shangri La poza mną jedzie jeszcze 6 foreignersów, więc z Deqin bez trudu łapiemy wspólnie busika do Feilai Si, 10km dalej. Kiedyś tu była świątynia, teraz jest świątynia i masa hoteli wzdłuż ulicy. Jest hotel YHA gdzieś na tyłach miasteczka, jak zwykle wypasiony, choć troszkę droższy niż poprzednie, bo 40y i niestety dzisiaj pełny. Ale na końcu wiochy jest coś co wygląda spoko, jest 10y tańsze, co prawda nie ma stołu bilardowego ani ciepłej wody, ale jest fajny klimacik górskiego schroniska. Klu tego miejsca to wschodzik słońca z widokiem na szczyt Ka Wa Ge Bo (6740m), niższy choć ładniejszy Mian Ci Mu (6054m) i kilka mniejszych. W moim domku i w niektórych hotelach wyświetlają codziennie film o jakieś tragedii na szczycie, lawina chyba zeszła czy coś, a wraz z nią 17 osób.

Dookoła pobliskiego pagórka można zrobić 6-kilometrową rundkę i pooglądać widoczki z 3 tarasów widokowych.

Tagged , , , , , , , ,

4 Comments

Trasa Shangri La – Deqin

Zasługuje na osobny rozdział zdjęciowy bo jest bardzo spoko. Zdjęcia w większości zza szyby pędzącego autobusu, więc wyszło co wyszło.

Miało być 6h, wyszło trochę dłużej, bo praktycznie na całej długości budują nową drogę/mosty/tunele, więc z tym pędzącym autobusem może przesadzam, ale za to się telepał co jest jeszcze gorsze.

A po drodze (i potem w docelowym miejscu) mijamy masę chińskich rowerzystów i kilkoro motocyklistów, którzy udają się do Lhasy. Są też autobuso-autostopowicze.

Tagged , , , , ,

1 Comment