Gadjo Delhi 4 » Hindu Temple http://gadjo4.karczmarczyk.pl Just another traveller's blog Thu, 09 Aug 2012 12:00:54 +0000 en-US hourly 1 http://wordpress.org/?v=3.4.1 Barsana, Govardhan, Mathura http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=barsana-govardhan-mathura http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/#comments Tue, 20 Mar 2012 12:20:46 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1651 Continue reading ]]> Z Delhi (gdzie poza wycieczką do Nizamuddin Dargah wpadłem też po to, żeby przedłużyć wizę – udało się, i to bezpłatnie) ciężko jest mi wyjechać, nie dość, że opanowałem komunikację miejską do Nizamuddina, gdzie jest fantastyczne żarcie (w tym tanie kebaby i romali roti), to jeszcze minutę od hotelu wyczaiłem nie mniej fantastyczną szarlotkę, którą masowo wcinam na kolację, bo po 20ej jest o 30% tańsza. Dochodząc do dworca jeszcze nie bardzo wiem dokąd pojadę, znam tylko kierunek – z powrotem w okolice Mathury. Do dworca w końcu nie dochodzą, bo łapię po drodze pasujący autobus, a że na przewodnikowej mapie wychodzi, że po drodze jest Nandgaon i Barsana, kolejne miasteczka, gdzie się hucznie obchodzi Holi to tamże właśnie jadę. Dojeżdżam do Chatty a stąd ok. 10km do Barsany na dachu rikszy (w końcu!), chociaż tylko kawałek, bo potem się zwalnia miejsce w środku.

Białasów nie ma (poza kilkoma krisznowcami w zaawansowanym stadium), jest masa wąskich uliczek, dwie świątynie na górce – Radha Rani Mandir i Shri Kushal Bihari Ji Mandir – całkiem spoko, a do tego cała masa mniejszych we wsi i kilka kolejnych widocznych z daleka. I dwa guest house’y – Radhika i Shri Ji Atithi. Wbijam się do drugiego za 2 stówy za nockę, rano i po południu robię wycieczkę do mandirów a przez resztę dnia próbuję dojść do ładu z fotkami z Mamallapuram.

Govardhan jest większy, najciekawsze rzeczy są porozrzucane po okolicach, ale jest za gorąco, żeby łazić, robię sobie tylko wycieczkę do jednej wiochy obok, całkiem sympatycznej z resztą. Następnego dnia jadę do Mathury, jeszcze większego miasta, z całkiem sporą świątynia, gdzie się urodził Krishna i z niewiele mniejszym meczetem obok, ale nie można włazić z aparatem, więc też olewam i nazajutrzejszego dnia zmykam do Varanasi.

Om Jai Shri Coca Cola Barasna, Jai Shri Atithi  Guest House Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir Barsana, Radha  Rani Mandir, wnosiciele wnoszą panią w nosidle Wąskie uliczki Barsany Wąskie uliczki Barsany Wąskie uliczki Barsany Barsana, kolejna świątynia Shri Radha Barsana Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana, Radha Rani Mandir Barsana Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, dziedziniec Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Barsana, Shri Kushal Bihari Ji Mandir Schodki Kuchnia Pokój w hotelu dla pielgrzymów Mathura - panie idą na imprezę Przetwory Obuwniczy Mathura - Potra Kund Mathura - Potra Kund ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/20/barsana-govardhan-mathura/feed/ 0
Vrindavan – Holi Hai! http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/10/vrindavan-holi-hai/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=vrindavan-holi-hai http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/10/vrindavan-holi-hai/#comments Sat, 10 Mar 2012 04:15:12 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=1585 Continue reading ]]> Hare Krishna!

Do Agry przyjeżdżam wieczorem, nie chce mi się szukać noclegu, koczuję na dworcu. O 3ej wsiadam w pociąg do Mathury, z zamiarem dokoczowania tam, ale w na PKP w Mathurze czeka autobus do Vrindavanu, szybko się zapełnia i koło 5ej rano już jestem w Vrindavanie. Trochę spacerku po ciemnych ulicach, herbatka tu i tam i jakoś czas zlatuje. Im bardziej się przejaśnia tym częściej można spotkać grupki maszerujące do światyń i śpiewające “Hare Hare”.

Po zajrzeniu do jednego czy dwóch hoteli, żeby się spytać o pokój (ale nic wolnego nie ma), spotykam parkę ukraińsko-białoruską Lenę i Jurija. Niby krisznowcy, ale wyglądają i zachowują się normalnie, nawet jak ruscy nie wyglądają. Idziemy razem do ISKCONa (International Society for Krishna Consciousness), bo tam jak powiedział mi jeden z panów przy herbatce jest szansa znaleźć nocleg. Lena idzie obadać temat, z noclegu nici, nie bardzo zajarzyłem dlaczego, ale jakaś pani (Ukrainka oczywiście, na tyle ich tutaj dużo, że nawet niektóry szyldy na sklepach są po rusku) pomoże nam coś znaleźć.  Lądujemy w jakimś nieoznakowanym guest housie z dużą liczbą dużych pokoi (Kuldeep Sharma, Vrinda Diary Products, 70, Chaitnya Vihar 1st, Opp. Radhe Dam, Vrindavan, 400INR za duży pokój z kiblem i ciepłą wodą to całkiem dobra cena, do tego w sklepiku na dole mają dobre jogurciki), wbijamy się do jednego pokoju w 3 osoby więc wychodzi bardzo sensownie.

Ostatniej nocy w ogóle nie spałem, ale niedługo zacznie się akcja na ulicy, szkoda teraz tracić czas. Aparatu niczym nie zabezpieczam myśląc, że może nie będzie źle, ale to nie nasz lany poniedziałek, gdzie z kilometra widać, że zaraz 2 osoby podbiegną oblać wodą. Tutaj na ulicy są tłumy, prawie każdy uzbrojony w kolory woreczek (lub wór), aparat szybko pokrywa się białym kurzem, ja jeszcze szybciej. Wracam do domu ubrać aparat w siatkę. Jest lepiej, ale i tak i proszek wbija się wszędzie. A pierwszy dzień to tak na prawdę jeszcze nie Holi, główna impreza jest drugiego dnia. Wtedy już jest nie tylko proszek czy pianka w sprayu, dochodzą jeszcze wiadra z kolorową wodą. Z ziemi, z powietrza, z przodu, z tyłu… Na ulicy nie masz szans przejść suchym, ale można schować się w świątyni, w jakimś sklepie, czy po prostu siąść na herbatkę.

Koło jednej z herbatek jest koleś podbiegający do ludzi z wiadrem i niby wylewający wodę z wiadra na głowę przyprawiając bidaków o zawał serca, ale wiadro okazuje się być puste. Wszyscy w śmiech, uściski, radhe radhe, i wtedy leci woda z mniejszego wiaderka. Taki żarcik. Wczesnym popołudniem zabawa się kończy, potem można co najwyżej dostać mokrą szmatą.

W międzyczasie pod ISKCONem dajemy z Leną wywiad do Sahra TV. Dziennikarz prosi tybulców o chwilowe nieznęcanie się nad nami, ale mówi też, że po skończeniu wywiadu mogą się na nas rzucić. Co też kilkunastu kolesi z woreczkami uczyniło.

Świątyń jest tu od groma, fotki głównie mam z ISKCONa (gdzie się wbijam zawsze tajnym tylnym wejście, bo przednie jest oblężone przez tłum wizytujących i rzucających proszkiem) i okolic, parę z Banke Bihari, ale niedużo, bo był zakaz. Po drodze do autostrady, z której jeżdżą co chwila autobusy do Delhi jest megawyczesany posąg jakiejś bogini i Hanumana, miejsce się nazywa Maa Vaishno Devi Ashram i jest już właściwie nie we Vrindavanie ale we wsi Chhatikara, jakieś 3km od ISKCONa (z 2 plecakami na plecach to 5km). Niestety tu był zakaz focenia, poza tym słońce nie z tej strony co trzeba, ale zawsze można sobie wygooglać.

Zdjęcia z Holi będą jak ogarnę.

Przed wschodem słońca Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Panie Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Pan z panią Pani Pani Drzwi Pani chyba z Rajasthanu Pani chyba też z Rajasthanu Sadhu Banke Bihari Mandir Banke Bihari Mandir Banke Bihari Mandir Krishna Balaram (ISKCON) Mandir Powrót Powrót Prem Mandir Dziewczę za drzwiami ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2012/03/10/vrindavan-holi-hai/feed/ 0
Kanchipuram, Sripuram http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/17/kanchipuram-sripuram/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=kanchipuram-sripuram http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/17/kanchipuram-sripuram/#comments Sat, 17 Dec 2011 03:07:25 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=847 Continue reading ]]> Czyli okolice Vellore. W Kanchipuram (ok. 70km od Vellore) jest parę świątyń, nawet fajne, za friko lub za 1 rupię, czasam wolno focić, w Sripuram (ok. 8km od Vellore) jest duża Lakshmi Narayani Golden Temple (największa na świecie tego typu), nie wiem czemu w ogóle nie ma o niej słowa w LP, niestety tu już nie wolno ani focić ani nawet torby wnieść (jak również noży i materiałów wybuchowych), więc nie wchodzę do środka tylko robię parę zdjęć z zewnątrz. Jest jeszcze Ratnagiri Temple parę km w stronę Kanchipuram, ale tu wystarcza mi widok z autobusu.

Kanchipuram, Vaikunta Perumal Temple Kanchipuram, Kamakshi Amman Temple i wyznawcy jakiegoś bóstwa Kanchipuram, Kamakshi Amman Temple - słoń po kąpieli Kanchipuram, Kamakshi Amman Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple Kanchipuram, Sri Ekambaranathar Temple - plan ataku Sripuram - fragment bramy do Golden Temple Sripuram - rzeźba na murze Golden Temple Sripuram - Tamil Sripuram - "Om" na ścianie Dzieciątko w Thirumalai Kodi obok Sripuramu Dobra pasterka Dobra pasterka Pan sieje w Avaram Palayam obok Sripuramu Palmy w Avaram Palayam obok Sripuramu Urzekł mnie kolor tej ściany ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/17/kanchipuram-sripuram/feed/ 0
Chittoor, Kanipakam http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/16/chittoor-kanipakam/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=chittoor-kanipakam http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/16/chittoor-kanipakam/#comments Fri, 16 Dec 2011 02:55:25 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=787 Continue reading ]]> Niedziela – dzień święty, jadę do Chittooru (to już Andhra Pradesh, język podobny do tamilskiego, ale zupełnie inne literki) i parę km dalej do Kanipakam do jakiejś świątyni. W autobusie doczepia się Visweswara Reddy, tutejszy, ale studiuje jakieś komputery w Bangalore. Lubi filmy Sasikumara (tego od Poraali) i Polańskiego. Zagaduje jakoś z opiekunami świątyni, żebym mógł wejść z plecakiem, że niby mam tam paszport itp. Niepotrzebnie jednak przyznaję się do laptopa, którego w końcu zostawiam w przechowalni z nadzieją, że nic mu się nie staje. Aparat wnoszę, mimo, że nie wolno, ale zdjęć w środku i tak nie robię. Stajemy w długiej kolejce chętnych do zobaczenia jakiegoś kamyka, który został znaleziony przez 3 braci – głuchego, ślepego i niemego – podczas kopania studni, a który po odpowiedniej dawce środków wyostrzających zmysły przypomina Lorda Ganesha. Nie trzeba jednak stać w kolejce – jest “Way to a very quick darsanam“, wystarczy tylko zapłacić 100ru. “Poczekaj tu, zrobię 9 rundek dookoła czegoś tam” – robi 9 rundek dookoła czegoś tam, wracamy do Chittooru.

W Chittoorze zaglądam w jakąś ładną uliczkę, doczepia się dziadzio gadający w hindi, więc coś tam sobie gadu gadu, w końcu zaprasza mnie do swojego domku na zrobienie zdjęć i jakieś żarcie i picie. Zdjęcia zrobiłem (wyślę pocztą, adres zapisał mi piśmienny sąsiad dziadzia), “za dżem dziękuję”, skusiłem się tylko na buteleczkę pepsi. Wracam do Vellore.

Pierwsze zdjęcia to freski nieznanego malarza z pocz. XXI w. (farba olejna na tynkowanym murze, wymiary ok 2x3m).

Tancerka Dziedzic Pruski Jakiś święty Kosmos Jai Hind! This is Andhraaaaa Pradesh!!! Mohandas Karamchand Gandhi i koledzy Kanipaka Shri Varasiddhi Vinayaka Temple Chittor, szkoła Telefon Chittoor Dziadzio z rodziną Dziadzio z żoną Subramanya Swami Temple Martwa natura z rumem (Subramanya Swami Temple) Półnagi mężczyzna z warzywami Chittoor ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/16/chittoor-kanipakam/feed/ 0
Vellore http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/15/vellore/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=vellore http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/15/vellore/#comments Thu, 15 Dec 2011 04:30:31 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=766 Continue reading ]]> Dzień pierwszy – tani hotel, benglaska knajpa w pobliżu, Poraali w kinie Sri Vishnu w Viruthampattu kawałek za Vellore (nie za wiele zrozumiałem, ale to film tego samego kolesia, który zrobił genialne Naadodigal i Subramaniapuram, Poraali jest w podobnym klimacie; poważnie piszę, to są dobre filmy, nie jakaś bolly-masala, tylko trochę chyba trzeba być w klimacie, żeby się skupić na treści a nie na popapranym języku itp), oprócz błękitnego nieba już nic mi więcej nie potrzeba, ale nawet ulewa nie dała się za bardzo we znaki bo dosyć szybko przeszła akurat jak oglądałem film.

Drugiego dnia mam już kawałek błękitnego nieba oraz odkrywam obok hotelu (jeszcze bliżej niż bengalska knajpa) chiński fast food z momo i kurczakami w 40 odmianach.

W mieście jest fort, ale nic szczegónego, a w forcie jest Jalakanteshwara Temple, w której po pierwsze można fotografować, a po drugie nawet jest co fotografować, sporo różnych przyrządów do modlitwy (figurki, świeczki itp) oraz różne wyrzeźbione żółwie, gołe baby na filarach… Poza tym jest jakiś niezły szpital i koledż medyczny, który przyciąga ludzi z całych Indii – stąd masa bengalskich knajp i hoteli, ludzi gadających w hindi (niektórzy jak widzą, że nie jestem tutejszy to zagadują w hindi a nie po angielsku) i ogólnie taki lekko “międzynarodowy” klimat.

Vellore z górą w tle Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Sklepik Bidne domki w okolicy dworca autobusowego Bidne domki w okolicy dworca autobusowego Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple Jalakanteshwara Temple ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/15/vellore/feed/ 0
Arunachala, The góra http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/14/arunachala-the-gora/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=arunachala-the-gora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/14/arunachala-the-gora/#comments Wed, 14 Dec 2011 05:59:28 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=748 Continue reading ]]> Przy Tvmalai jest góra Arunachala. Wchodzi się ostro i namiętnie pod górę, nie ma takich autostrad jak w Sikkimie czy Uttarakhandzie, są kamienie i drzewa, których można się łapać, ale przynajmniej co chwila ktoś stoi z wiaderkiem mleka albo jakimiś snackami. Pomykają wszyscy od małych dzieci po stare babcie. Prawie na początku drogi są też jakieś mniejsze świątynie, obok których w wielkich garach przygotowuje się darmową strawę dla pielgrzymów – standardowa ryżowa papka z jakimś sosem. Chwilę przed szczytem robi się bardzo tłoczno, nie mam ochoty się przeciskać, więc siadam na kawkę. W pewnym momencie tłum, który do tej pory stał na coś czekając, robi się rozentuzjazmowany i rusza do przodu – na szczycie zwolniło się miejsce i policja pozwoliła kolejnym ludziom iść dalej. Część pognała, po minucie bramka została zamknięta i kolejni chętni zaczęli się przed nią zbierać. Szału się tam nie spodziewam, więc wracam na dół. W odróżnieniu od przedpołudnia teraz już jest tłoczno na całej drodze, trzeba się dosyć mocno przeciskać pomiędzy wchodzącymi. Doczepia się jakiś chłopaczek, który chce mnie poprowadzić, mimo, że trudno tu się zgubić. Po jakimś czasie znika mi z oczu.

W mieście ulicą płynie taka sama rzeka hindusów jak rano. Licząc, że przepustowość jest 10 osób na sekundę przez cały dzień daje to jakieś pół miliona (moje bardzo zgrubne wyliczenia potwierdza LP). Część osób idzie, część stoi na coś czekając. Koło 18ej nagle wszyscy się zatrzymują, zaczynają krzyczeć w ekstazie, składają ręce do modlitwy, wyciągają aparaty (głównie te w komórkach). Na szczycie góry pojawił się mały jasny punkcik, zapłonął tam ogień – dawno dawno temu w postaci ognia na Mt. Arunachala pojawił się św. Shiva, jest też mnóstwo jeszcze mniejszych punkcików – to ludzie, którzy się wspinają na górę, kiedyś pewnie ze świeczkami, dzisiaj obstawiam, że raczej z latarkami. W całym mieście zaczynają strzelać petardy i sztuczne ognie. Idę na dach hotelu popatrzeć i może jakieś foty porobić.

Kiedy chcę wrócić do pokoju okazuje się, że drzwi na dach są zamknięte od wewnątrz. Pukam, stukam, ale nic się nie dzieje. Na dole na dworze siedzi jakiś hotelowy ziom, więc krzyczę do niego, ale obok ma ulicę z rozkrzyczanym tłumem, wokół strzelają petardy, a do tego przy hotelu rozstawiła się jakaś kapela i coś bzyczą na cały regulator. Gość mnie nie słyszy. Kapela na chwilę przestaje grać, krzyczę ponownie, spogląda w górę, krzyczę po angielsku, że drzwi zamknięte. Wszedł do hotelu, ale czekam i czekam i nic, wyszedł z hotelu i znowu sobie siadł na ławeczce. Kapela znowu zaczęła grać. Po dłuższej chwili (długie mają te kawałki) próbuję ponownie, tym razem po tamilsku wołam „Inge va”, co znaczy „cho no tu”. Wstał, wszedł do hotelu, czekam i czekam i znowu nic, znowu wyszedł i siadł na ławeczce. Kolejna próba jest już skuteczna, bo pojawia się manager gadający po ludzku, zdzieram gardło „DOOOOOOORS!!!!! CLOOOOOOSED!!!!” – poskutkowało, drzwi się po chwili otwierają, ale w sumie pół godziny odczekałem w niepewności czy nie będę musiał spać na dachu. Żeby chociaż było gniazdko gdzie się można podłączyć z laptokiem…

Wychodzę jeszcze raz na zewnątrz coś zjeść. Przy świątyni pali się już nie tylko beczka ale i teren wokół beczki, policja usuwa ludzi sprzed ognia zwężając barierkami przechodliwą część ulicy o połowę, na szczęście o 22ej tłum już jest trochę mniejszy.

Idę do Hotelu Kanna na chilli parotę. Nie ma. Kupuję banany i ciastka i wracam do hotelu. Ogień przed świątynią jest ugaszony. Kapela przed hotelem gra jeszcze co najmniej do 1ej w nocy.

Garnki w jadłodajni na początku drogi na szczyt Pan gotuje ryż Gdzieś na trasie, jeszcze nie ma tłumów, w dole widać Arunachaleshwar Temple Nawet można było sobie zrobić lajtową wspinaczkę Bramka przed szczytem Tu już jest tłum... ...gotowy do startu... ...i wystartowali! Starsi... młodsi... łapiąc się wszystkiego co się da... byle jak najszybciej znaleźć się w miejscu gdzie pojawił się św. Shiva ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/14/arunachala-the-gora/feed/ 0
Karthikai Deepam http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/13/karthikai-deepam/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=karthikai-deepam http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/13/karthikai-deepam/#comments Tue, 13 Dec 2011 01:37:01 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=698 Continue reading ]]> Pierwszy mój dzień tutaj i od razu impreza, tłum gęstszy niż w Pushkarze na Camel Fair, ludzie dmuchający w jakieś plastikowe trąbki, masa odpustowych sklepików ze wszystkim, z ciekawszych rzeczy do kupienia trafiłem na długie, czarne, lekko kręcone włosy, chyba kobiece. Niektóre rodzinki niosą do świątyni swoje dzieci w ofierze całopalnej, na zestawie kijków zawieszają kawałek materiału, w którym takie dziecko się dynda, czasem ryczy, ale wszyscy mają to w nosie, z resztą i tak niewiele tego płaczu słychać, bo dookoła tłum idzie, gada i gra na trąbkach. Tak na prawdę nie wiem czy dzieci są przeznaczone na ofiarę, bo do świątyni z aparatem wejść nie można, więc nie wchodzę. Kijki można sobie potem zjeść, bo to chyba jakaś trzcina cukrowa.

Wieczorem jest ciąg dalszy procesji, która rozpoczęła się rano, ale mnie tu jeszcze nie było – przejazd wielkich kolorowych wozów. W kolejne dni są kolejne procesje z posągami różnych bogów ciągniętymi na traktorach. Jest też słoń, który trąbą błogosławi chętnych.

Na każdym rogu masa policjantów, w sporej części sfeminizowana. W wielu miejscach, i w jakichś przybytkach dla wiernych i pod prywatnymi sklepikami rozdawane jest darmowe jedzenie (ryżowa papka z sosem lub ryżowe kulki). By żyło się lepiej w następnym życiu, tym rozdającym oczywiście, nie tym jedzącym. Ja jednak wolę chilli parotę w jednej z knajpek, jedna z niewielu dobrych rzeczy tutaj. Dwa razy trafiłem w odpowiedni czas, kolejne dwa razy przyszedłem za późno i musiałem szukać alternatywy.

Ostatniego dnia (teoretycznie podczas pełni, ale na moje oko do pełni brakuje jeszcze 1-2 dni) świątynia zostaje otoczona barierkami i kordonem policjantów, przed świątynią stoi metalowa beczka, w której płonie ognisko, ludzie przechodząc obok niej (zatrzymać się na dłużej nie da, bo tłum napiera, w ogóle przejście tego fragmentu jest dosyć hardkorowe, łatwo zostać stratowanym – swoją drogą parę tygodni wcześniej w Haridwarze na jakiejś religijnej imprezie nie obyło się bez ofiar, wiem, bo pisali w gazetach) wrzucają do niej łatwopalne materiały, składają ręce coś tam przy okazji pokrzykując i idą dalej. Znaczy są pchani.

Od rana ulicami przelewa się rzeka ludzi, myślałem, że pierwszego mojego dnia tutaj jest ciasno, ale nie, ciasno jest ostatniego dnia. Pojawiają się znikąd, idą część nie wiadomo dokąd, część może na 14-kilometrową rundkę wokół pobliskiej góry (sam się raz przeszedłem, szału nie ma, ale jest parę małych świątyń, czasem jakiś ksiądz zaciągnie do środka i powie co to za świątynia, inny czymś poczęstuje, generalnie miło, tylko gorąco), a część na szczyt góry.

C.D.N.

Sprzedaż kijków-nosideł dla dzieci Tłum przy głównej bramie świątyni Proces instalacji nosidła Przykład użycia nosidła Pani sprzedająca kijki Pani sprzedająca kijki Jadą wozy kolorowe Jadą wozy kolorowe Dewoci patrzą jak jadą wozy kolorowe "Ja ciebie błogosławię" "Ja ciebie też" Słoń (jakby ktoś nie widział jak wygląda) Wciągamy posąg na platformę Pan z Orissy, Ayyappan worshiper Przygotowania do kolejnej procesji Pan się modli Szał wrzucania pieniążków Ksiądz Inny ksiądz błogosławi i rozdaje biały proszek do pomazania czoła Dajemy datki Goła baba na wozie na procesji Ksiądz Pan Oficjalni (z identyfikatorami) żebrzący sadhu Pan Bóg Ramana o 9 głowach gotowy do procesji Arunachaleshwar Temple od frontu Pani się modli Sadhu na procesji Sadhu na procesji W tłumie trzeba sobie jakoś radzić Rozdawalnia jedzenia Rozdawalnia jedzenia Można się ogrzać jak komuś zimno Pan idzie w tym samym kierunku co reszta, ale tyłem Przykład użycia nosidełek dla dzieci (zdjęcie artystyczne) Przykład użycia nosidełek dla dzieci (zdjęcie artystyczne) Dziecko w nosidle Kolejka do świątyni Ognisko i tłum przed świątynią ostatniego dnia Tłum Coś tam Powódź Sztuczne ognie Powódź Powódź ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/13/karthikai-deepam/feed/ 0
Tiruvannamalai http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/11/tiruvannamalai/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=tiruvannamalai http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/11/tiruvannamalai/#comments Sun, 11 Dec 2011 08:18:19 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=670 Continue reading ]]> Kawałek za Bhopalem pociąg się zatrzymuje na dłużej w jakiejś pipidówie. Koleś z przedziału mówi, że jakiś strajk jest i tory są zablokowane, musimy wracać do Bhopalu i jechać inną trasą. W Chennaiu zamiast o 18ej jestem o 3ej w nocy – wbrew pozorom to dobrze, bo mam jeden nocleg za friko, w Chennaiu i tak na razie nie mam ochoty ani powodu się zatrzymywać. Czekam jakieś półtorej godziny aż autobusy zaczną jeździć, razem ze mną dwóch kolesi z jadących z Delhi do jakiegoś technikum samochodowego. Nienawidzą hindusów z południa, mówią, że tutejsi to prymitywy, nie lubią tych z północy i dymają ich przy każdej okazji. Z kolei pasażer z przedziału twierdzi, że tutaj ludzie są lepsi niż na północy, bardziej wykształceni itp.

Trochę przed 5 rano przyjeżdża autobus 27B jadący na dworzec autobusowy skąd jadę prościutko do Tiruvannamalai. Nazwy miast tu są trochę długie, więc Tamilowie sami je sobie skracają, na tablicy zamiast pełnej nazwy jest T.V.Malai.

Dojeżdżam, wysiadam, szukam noclegu. Pierwszych kilka hoteli już zapchanych. Gdzieś dalej trafiają się klity za 2000ru (ponad 130pln), kolejne znowu zapchane, w końcu jakiś za 4000ru za 4 noce, 500 za pierwszą, 3500 za 3 pozostałe. Nie jest dobrze, ale tego się spodziewałem, ludzie zjechali na tutejsze święto Karthikai Deepam (co według mojej wiedzy oznacza „pełnia w miesiącu Karthikai”) i znalezienie czegoś sensownego może być trudniejsze niż w Pushkarze. Łażę jeszcze trochę, znajduję spanie na pierwszą noc za 200, na kolejne 3 noce idę do innego hotelu gdzie wytargowuję 900/noc. Drogo.

A do Tamilów ja na razie zastrzeżeń nie mam, tylko nie idzie się dogadać, mój słownik tamilski to jakieś 10 podstawowych słówek (dzień dobry, chodź tu, daj kawę, dziękuję, idź już), literki znam dwie, dobrze, że cyfr używają normalnych a nie swoich wynalazków jak np. w Bengalu jednym czy drugim. Jedzenie takie sobie, głównie ryż lub średnio zjadliwe przetwory z ryżu, do tego jakieś równie średnie sosiki. Przynajmniej zdarzają się fajne cukiernie i mniej lub bardziej znane owoce.

C.D.N.

Pan Arunachaleshwar Temple Pani z jakimś jedzeniem Klasyczny przedstawiciel Drawidów Tiruvannamalai i góra Arunachala Z cyklu "Mistrzowie tamilskiego plakatu filmowego" Dziecko Półki w sklepie Impreza Fresk na murze Pani wchodzi do domu, ale się odwróciła, bo ją koleżanki zawołały Góra Arunachala i jakaś świątyńka Pan ksiądz pozuje, że niby się modli do św. Gayatri Tamilski domek w tamilskiej wsi Pan rozbija kokosy Dzieci Arunachaleshwar Temple Pani sprzedaje banany Pan Tamilskie przystojniaki Parking w parku Pakowanie krowy na prezent Pan ksiądz zawiązuje supełek na ręce takiej jednej pani Pani siedzi sobie przed domem ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/12/11/tiruvannamalai/feed/ 0
Haridwar, Ramnagar, Ranikhet, Almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=haridwar-ramnagar-ranikhet-almora http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/#comments Sun, 20 Nov 2011 11:38:23 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=528 Continue reading ]]> Korzystając z faktu, że mam tani net, dobre ciacha i dobrego chińczyka zostaję jeszcze jedną noc w Rishikeshu. Niemka, która się wprowadziła na miejsce Niemca z rowerem mówi, że Haridwar jest spoko, więc uderzam do Haridwaru. I jest spoko, mniej turystów-dziwaków, cowieczorna impreza na ghatach (choć tej z Varanasi na razie nic nie przebiło), hinduscy pielgrzymi robią zdjęcia mi albo sobie ze mną albo proszą, żebym ja im zrobił pozując przy jakiejś świętej figurce, angielski często słabo, więc mogę poćwiczyć hindi. Tylko żarcie jest w 100% bezmięsne, bo to święte miasto. Ale thali za 50ru też się można najeść (tym bardziej, że kelner widząc, że kończę przychodzi się spytać czy chcę dokładki któregoś z kilku dodatków, oczywiście wszystko w cenie) i nawet smakuje – chyba się nauczyłem znajdować nieśmierdzące jedzenie albo jeść tylko te zjadliwe części.

Spoko, ale nie na tyle, żeby tu zostawać dłużej. Po noclegu w Shakumbari Guest House za 200ru (spory pokój z tv i łazienką) na Jassa Rd spadam z rana na autobus do Ramnagaru, który wg. pani z okienka jeździ co pół godziny, a wg. praktyki trochę rzadziej. Na dworcu jestem trochę przed 7ą rano, autobus mam dopiero o 8ej i to nie do Ramnagaru tylko do trochę zakręconego Kashipuru, z którego PKSa do Ramnagaru trzeba łapać na ulicy, bo z dworca nic nie jeździ (podobno, ktoś mi mówi, że jeździ i będzie za 5-10 minut, ale się nie doczekałem). I w Kashipurze i 30km dalej w Ramnagarze (drogo tu, hotel Rameshwaram 250ru za średni pokój bez tv i łazienki, co prawda w hotelu obok mówili, że za tyle to tu się nie da, ale ja już wiem, że im nie można wierzyć) ludzie patrzą na mnie jak na ufo, innych białasów sam też nie spotkałem. Co chwila słyszę hello, how are you itp., w knajpce przy dworcu mogę wybrać pomiędzy rybą a kurczakiem (w swoim hotelu pan mówi, że mięsnej knajpy nie znajdę, ale im nie można wierzyć) – to wszystko sprawia, że czuję się prawie jak w Bangladeszu, brakuje tylko zaproszeń na herbatkę.

Żeby być przygotowanym na dalszą podróż na wysokościach ok. 2000m kupuję sobie jakiś wieśniacki sweter i ciepłe skarpetki, nie wiem czy zakładając do tego wszystkie pozostałe ubrania będzie mi choć trochę ciepło, ale więcej niż 300-400ru nie chcę inwestować. Na pewno da się taniej, ale z niewiadomych mi przyczyn większośc sklepów jest pozamykanych i wybór jest niezbyt duży.

Bus do Almory jest o 10.30, niestety nie zajeżdża na dworzec i go przegapiam. Pan w dworcowej kanciapie mówi, że już pojechał i choć wygląda na to, że jedynym jego źródłem informacji jest zegarek i wiara w punktualność PKSów, to chyba jednak muszę mu uwierzyć. Z ulicy łapię busa do Ranikhetu, prawie 2000m npm ale póki świeci słońce sam krótki rękawek wystarcza, dopiero wieczorem zakładam kilka kolejnych warstw. Miały być widoki na Himalaje, ale trochę mgliście jest i niewiele widać. Na jedną noc melduję się w hotelu Rajdeep na głównej ulicy. Białasów nie ma. W moim hotelu jest jakaś impreza ślubna, ale goście szybko się przenoszą gdzieś indziej. W ogóle ślubne samochody, orkiestry czy dekoracje na domach widzę tu i w innych miastach co chwilę.

Widoczek się pojawił z rana, gdzieś daleko jakieś białe szczyty, okolice Nanda Devi. Cieawszy widoczek jest z autobusu do Almory, jedziemy nad chmurami, ponad nimi mniejszcze zalesione góry a nad Himalaje. Po chwili wjeżdżamy w te chmury i już nie nie widać. Dopiero parę km przed Almorą i chmury opadły i my się wznieśliśmy, więc zaczynają się pojawiać widoczki, jednak bez Himalajów.

Rishikesh, figurka Rishikesh, ostrzacz noży Okolice Rishikeshu Okolice Rishikeshu, panowie kładą asfalt Rishikesh Haridwar, Mr Tambourine Man Haridwar - pod górkę Widły w czerwonym proszku Haridwar Haridwar Haridwar, małpa w czerwonym Haridwar Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Haridwar - Ganga Aarti Masakra jakaś z aparatem, widoczek z Ranikhetu na Nanda Devi (chyba) i okolice Pani z Ranikhetu Ranikhet - warzywniczki Almora - fajny domek Almora - kolejny fajny domek Almora - okolice bus standu Almora - widoczek Almora - tu będzie wesele Almora - Mediation Center & góry Almora - Kościół Almora - Kolejny fajny domek Almora - Wycieczka ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/20/haridwar-ramnagar-ranikhet-almora/feed/ 0
Rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/?utm_source=rss&utm_medium=rss&utm_campaign=rishikesh http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/#comments Tue, 15 Nov 2011 13:33:32 +0000 gadjo http://gadjo4.karczmarczyk.pl/?p=497 Continue reading ]]> Ryszykesz mnie nie zachwycił, ani fotograficznie ani klimatycznie. Jedyne co to całkiem niezła jabkłowa strucla i ludzie, którzy się tu przewinęli. A to Niemiec, który na rowerze dojechał tu od siebie przez Europę, Iran, Tadżykistan, Chiny i Pakistan (spotkał również w Pakistanie Polaków, którzy tą samą drogą – z Chin – się tam dostali, to dobrze bo jest nadzieja, że i mnie to czeka). A to Vishal Pipriya, hindus z Pune/Mumbaju, który zrobił sobie półroczną przerwę w pracy dla Microsoftu i objeżdża całe Indie fotografując i opisując lokalne żarcie (spotkaliśmy się na dworcu autobusowym, na którym po przyjeździe o 3ej rano czekałem, a potem czekaliśmy, aż się rozjaśni i będzie można jechać na poszukiwanie hotelu). A to jego ziom z Mumbaju, który przyleciał do Rishikeshu na 3-dniowe wakacje. W Mumbaju zajmuje się pisaniem scenariuszy do sitcomów. Od niego dowiedziałem się, że żeby zagrać w filmie nie można być tak po prostu sciągniętym z ulicy, tylko trzeba należeć do jakiejś odpowiedniej organizacji. Więc moje 5 stówek zarobione parę lat temu to były brudne pieniądze. Ale chyba nikt tego nie kontroluje. Albo kolejny informatyk, tym razem gość z Kanady, koło pięćdziesiątki, zajmuje się pisaniem gier, też w podróży zarabia na życie. W 70’s był w Kalkucie, wtedy kiedy był exodus Bangladeszów po rozpadzie Pakistanu, oraz w Polsce, gdzie jadąc stopem dostał do wypełnienia formularz autostopowicza. I Angielka, która projektowała pałace dla arabskich emirów oraz wyrastające w ciągu roku chińskie miasta (w miejscach zrównanych z ziemią wiosek).

High Bank, region, w którym sobie mieszkam, jest w sumie całkiem przyjazny. Z dala od aśramów i turystycznego hidnusko-zagranicznego tłoku, a jednocześnie jest sporo hoteli i jest w czym wybierać cenowo. Są też sensowne knajpy, oraz internet WiFi za 10INR za godzinę, a czasami nawet w cenie pokoju. I ciepła woda – coś co się zdecydowanie przyda, bo jest chłodno, w porywach do zimno.

Część terenów, do których chciałem się wybrać po Rishikeshu jest zamknięta, cały czas jeszcze nie wiem co dalej.

Ram Jhula Rzeźba Parmarth Niketan Ashram Rzeźba w Parmarth Niketan Ashram Płaskorzeźba w Parmarth Niketan Ashram "Ashram Beatelsów" Hanuman Msza Menu Palmist Rishikesh Rishikesh Małpa Laxman Jhula Kramik ]]>
http://gadjo4.karczmarczyk.pl/2011/11/15/rishikesh/feed/ 3